wtorek, 23 grudnia 2014

[latino] Laguna Cañapa czyli flamingi w roli miętowego opłatka

Latino - cz. 31
18  września 2014
Laguna Cañapa czyli flamingi w roli miętowego opłatka

Ani się obejrzeliśmy, objechaliśmy wulkan Cañapa i oczom naszym ukazał się widok na który zaczynało już brakować słów. Laguna Cañapa. Ciemnoniebieskie jezioro z białymi od wyschniętej soli brzegami na których porastają bujne kępy żółtych traw. Wokół przepiękne góry o rdzawo-czerwonych odcieniach kolorystycznych. Nad tym wszystkim niezwykły błękit nieba ozdobiony haftem z najróżniejszymi wzorami białych chmur. Mało? To w roli miętowego listka wystąpiły święcące bielą i obłędnym różem setki flamingów. No nic tylko usiąść i zamilczeć.   



Laguna to z reguły płytki akwen oddzielony niewielką barierą od morza. Do morza stąd daleko, ale przyjęło się nazywać te niegłębokie jeziorka lagunami. Z reguły są bezodpływowe, zasolone, co łatwo poznać po białych od soli brzegach. A ponieważ są płytkie to upodobały je sobie długonogie flamingi, które spacerując po lagunie mogą żywic się tym co znajdą na dnie.


Laguna Cañapa położona jest na wysokości 4135 metrów npm. Jak przyjechaliśmy nie byliśmy tu niestety sami. Wszystkie wycieczki maja z reguły ten sam program, kierowcy lubią jeździć stadami. Naszym sposobem na odrobinę spokoju i unikanie tłumów było przeciąganie pobytu na poszczególnych postojach. Zazwyczaj wyjeżdżaliśmy jako ostatni, albo jedni z ostatnich. Tutaj też od razu zapowiedzieliśmy, że szybko stąd się nie ruszymy. Kierowcy zarządzili więc przerwę obiadową. Dziś kolejny smaczny obiad, tym razem ciepły, bo jedliśmy go od razu, bez żadnych opóźnień. W tym czasie wszystkie inne jeepy zdążyły odjechać. Zostaliśmy sami. Mieliśmy nasz cud natury dla siebie.


Flamingi nie są specjalnie płochliwe. Najwięcej jest ich przy brzegu. Można podejść, popatrzyć, zrobić parę zdjęć.



Za nami góruje wielkie Cerro Caquella.


Z lewej anonimowy pięciotysięcznik.




Siedzieliśmy długo chłonąc to zjawiskowe miejsce.




Na wprost Cerro Cañapa z wierzchołkami przekraczającymi 5,5 tysiąca metrów.





I panoramiczne spojrzenie na cała lagunę. Żadne zdjęcie nie odda tego uczucia zachwytu przepełniającego nas tam na miejscu. To niewątpliwie dla mnie jeden z tych momentów wszelkich podrózy, który pamiętał będe już zawsze. 









W końcu trzeba ruszać dalej. Niezwykłe miejsce, a ponoć dalej ma być jeszcze ładniej. Nie wierzę...

cz. 46 - Lima czyli surrealistyczne pożegnanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz