wtorek, 30 listopada 2010

[nepal] 27.10.2010 Thorung Phedi - Muktinath

Ponoć pierwszy turysta wyszedł o 2:30. My coś około piątej rano. Początkowo idzie się w ciemności, przy świetle czołówki w "pielgrzymce turystycznej" Widać tylko światełka w górę i w dół. Po godzinie jesteśmy w High Camp (4930m). Nawet bardzo zimno nie jest, może -5 stopni. Nie ma śniegu, co jest sporym zaskoczeniem. W Campie herbatka, tybetański chlebek i czekanie na słońce. Czasu przeciez dużo, nie ma co w zimnie i ciemności dalej lecieć ... W końcu słońce i... około 7 rano idziemy dalej.

[nepal] 26.10.2010 Yak Kharka-Thorung Phedi

Dziś ma być lekko i krótko. Wstaliśmy jakoś wcześnie aczkolwiek na szlaku tłumy ludzi wyszły juz przed nami. Właśnie. Tłumy. Dopiero dziś widać duże ilości ludzi na szlaku.


[nepal] 25.10.2010 Tilicho Lake - Yak Kharka

Wyspani, bo tym razem w łózkach, zaaklimatyzowani wracamy dziś do głównego szlaku prowadzącego na naszą mityczną Przełęcz.

[nepal] 24.10.2010 Tilicho Lake

Noc o dziwo całkiem ciepła. Dziś celem jest Tilicho Lake, czyli przyjemne z pożytecznym. Idziemy na lekko, ma być pięknie, do podejścia jest 850 metrów, przyda sie do naszej aklimatyzacji na dalsza drogę. Ale wpierw codzienne sprawdzanie widoków o wschodzie słońca. Roc Noir z Annapurna I

[nepal] 23.10.2010 Khangsar - Tilicho Base Camp

Dziś w planach dzień pełen widoków i emocji - niebezpieczne osuwiska.Śniadanie każdy wedle uznania: owsianka, chlebek tybetański, chiapati, jajka i dużo wszelakich herbat.



piątek, 26 listopada 2010

[nepal] 22.10.2010 Manang - Khangsar

Dziś zaplanowany dzień odpoczynku. Czyli po południa siedzimy, leżymy, włóczymy się po Manangu korzystając z uroku cywilizacji. Śpieszyć się nie ma co, gdyż wedle przewodnika mamy dziis do przejścia 1,5 godziny.
Zjadamy więc najlepsze ciasto jabłkowe z kruszonka pod słońcem - było jeszcze ciepłe...


[nepal] 21.10.2010 Upper Pisang - Manang

Rankiem, przykra niespodzianka, widoków niewiele. A dziś ponoć etap ciężki, długi ale za to zapewniający aklimatyzację i piękne widoki. Na początek ostro 350m do Ghyaru (3670m). Chmury dzielnie bronią zacnych widoków, ale coś tam widać ;-)


czwartek, 25 listopada 2010

[nepal] 20.10.2010 Chame - Upper Pisang

Rano wyskoczyłem z łóżka nieco wcześniej by zobaczyć czy jakiegoś fajnego wschodu słońca nie ma. Pogoda dopisała, widoki również.


środa, 24 listopada 2010

[nepal] 19.10.2010 Thonje - Chame

Od kilku dni nauczyliśmy się wstawać troszkę wcześniej. Śniadanie i koło 7 rano ruszamy na te obiecane widoki. Lekką ścieżką docieramy szybko do Bagarchap (2160m). Zaczyna być coś widać. Przed nami biała, wielka Annapurna II


[nepal] 18.10.2010 Jagat - Thonje

Dzień kolejny, na śniadanie chapati ( coś jak podpłomyki, ino delikatniejsze ), gotowane jajka, milk tea i w drogę. Pogoda tradycyjnie z rana obiecująca, aczkolwiek widokowo poza pierwszy plan nie sięgająca.


[nepal] 17.10.2010 Bhulbhule - Jagat

Poranek wydawał się jednakowoż bardzo obiecujący. Jakaś ośnieżona góra nawet się raczyła ukazać.


[nepal] 16.10.2010 Kathmandu - Bhulbhule


Dzień 1 Warszawa - Kathmandu
Dzień 2 Kathmandu
Dzień 3 Kathmandu - Bhulbhule
Dzień 4 Bhulbhule - Jagat
Dzień 5 Jagat - Thonje
Dzień 6 Thonje - Chame
Dzień 7 Chame - Upper Pisang
Dzień 8 Upper Pisang - Manang
Dzień 9 Manang - Khangsar
Dzień 10 Khangsar - Tilicho Base Camp
Dzień 11 Tilicho Lake
Dzień 12 Tilicho Lake - Yak Kharka
Dzień 13 Yak Kharka - Thorung Phedi
Dzień 14 Thorung Phedi - Muktinath
Dzień 15 Muktinath - Jomosom
Dzień 16 Jomosom - Kobang
Dzień 17 Kobang - Do Kholagaon
Dzień 18 Do Kholagaon - Ghorepani
Dzień 19 Ghorepani - Birethandi
Dzień 20 Birethandi - Pokhara
Dzień 21 Pokhara - Sauraha
Dzień 22 Sauraha
Dzień 23 Sauraha - Kathmandu
Dzień 24 Kathmandu
Dzień 25 KathmanduPublikuj posta
Dzień 26 Kathmandu-Warszawa


Wczesnym rankiem udaliśmy się na dworzec autobusowy. Dzień był deszczowy i ciepły. Autobus czekał. Miejsca jakie nam przypadły - koło kierowcy - były dobre pod względem obserwacyjnych, ale niekoniecznie dobre dla naszych nóg, bo dla nich miejsca raczej nie było ;-) Za to można było napatrzeć się do woli na to co się działo po drodze na drodze ;-) Bus był turystyczny ale zabierał każdego kogo mógł jeszcze zabrać.


Droga asfaltowa w Nepalu ma to do siebie, że czasem tego asfaltu nie ma, czasem jest, czasem leżą kamienie, czasem jakieś osuwisko się pojawi, barierki nad przepaściami tez czasem są. Jazda dostarcza wielu emocji, aczkolwiek chyba tylko nam - turystom. Kierowca wydawał się być oazą spokoju. Emocji przy mijaniu nad przepaściami okazywał tyle co emerytowany mistrz szachownicy. Głośno i elegancko od czasu do czasu charchając, jak zresztą wszyscy inni miejscowi.
W końcu po jakiś 7 godzinach dojechaliśmy do Birethandi. Deszcz pada, niewiele co widać. Tu niespodzianka. Miast wysiąść będziemy jechać dalej. Jeszcze tylko udało się zakupić bardzo skuteczne nepalskie goretexy - duże worki foliowe zwane przez nas sherpatexami ;-) Poprzednim razem odkryłem, że w masywnym deszczu nie ma nic bardziej skutecznego - wiatroodporna, oddychająca i do tego nieprzemakalna. Tylko trzeba trzymać by nie odleciała ;-)
I pojechaliśmy dalej. Droga przestała być droga, to był raczej kierunek w którym się przemieszczaliśmy, trochę korytem rzeki, trochę nad rzeką, po kamieniach mniejszych i większych i po godzinie byliśmy o jeden most wiszący przed Bhulbhule ( 840m )


Most przeszliśmy, znaleźliśmy właściwy guest house. Było parno, ciepło, wilgotno, choć padać już przestało i wszędzie było słychać ujadające świerszcze.
Zdjęć z tego dnia niewiele, bo karta raczyła sobie paść ;-)


Dzień 4 Bhulbhule - Jagat
Dzień 5 Jagat - Thonje
Dzień 6 Thonje - Chame
Dzień 7 Chame - Upper Pisang
Dzień 8 Upper Pisang - Manang
Dzień 9 Manang - Khangsar
Dzień 10 Khangsar - Tilicho Base Camp
Dzień 11 Tilicho Lake
Dzień 12 Tilicho Lake - Yak Kharka
Dzień 13 Yak Kharka - Thorung Phedi
Dzień 14 Thorung Phedi - Muktinath
Dzień 15 Muktinath - Jomosom
Dzień 16 Jomosom - Kobang
Dzień 17 Kobang - Do Kholagaon
Dzień 18 Do Kholagaon - Ghorepani
Dzień 19 Ghorepani - Birethandi
Dzień 20 Birethandi - Pokhara
Dzień 21 Pokhara - Sauraha
Dzień 22 Sauraha
Dzień 23 Sauraha - Kathmandu
Dzień 24 Kathmandu
Dzień 25 KathmanduPublikuj posta
Dzień 26 Kathmandu-Warszawa

wtorek, 23 listopada 2010

[nepal] 15.10.2010 Kathmandu

Noc minęła z przygodami. Magda z Danielą przeżyły nocną wizytę szczura ( bądź też szczurów ). przeżyły to dobre określenie, a jedyną wymierna ofiarą stało się jabłko, zjedzone pewnie przez głodne biedne zwierzątko ;-)- nie wspominam tu o stratach wyrządzonych psychice nieszczęsnych lokatorek . Swoją drogą należało doceniać to co było, raczej lepiej na trekingu nie będzie i jeszcze zatęsknimy do takich "luksusów" ;-D Inną przygoda był nocny pochód przy akompaniamencie bębnów ku czci bogini Durga. W Nepalu trwa święto (festiwal) Dasain. To najważniejsze święto w roku. Powtarzając za Magdą to takie Boże Narodzenie tylko trwa 15 dni ;-) Wszyscy się odwiedzają, wręczają prezenty, puszczają latawce i podróżują do rodzinnych wiosek. To ostatnie miało znaczenie gdyż jak się okazało nasz plan zakładał przejazd do Besisahar dokładnie w dniu największego święta. Udało się znaleźć jakieś miejsca przy kierowcy w tourist busie za astronomiczna kwotę 900 Rs. Dobre i to. Kilka dalszych godzin zajęło nam załatwianie potrzebnych zezwoleń na treking ( bilet wstępu do Parku Narodowego Annapurna - 2000Rs i karta TIMS - 15 US ). Potem poszliśmy na piechota na Patan. Po drodze doświadczaliśmy radosnego chaosu komunikacyjnego. Chociaż w całym tym zamieszaniu jest jakiś porządek. Trzeba mieć na pewno solidny i charakterystyczny klakson. Kilku większych skrzyżowań pilnowali policjanci, ale ich uzbrojenie ograniczało się do drewnianych pałek i nożów khukri.  Patan to drugie co do wielkości miasto w dolinie Kathmandu, praktycznie tworzące z Kathmandu jedno wielkie miasto. Co tu opisywac, wystarczy popatrzeć ;-)



















Tu akurat koncert na dachu i "Knock, knock on heaven's door..". ;-)



Człowiek z flecim drzewem. Jak widać tu nawet flety rosną .. ;-)





Szybko do naszego przekąskowego manu weszły somosy, czyli małe pierożki z ostrym nadzieniem z soczewicy i pewnie czegoś tam jeszcze, smażone na głębokim tłuszczu. Pyszne jak ciepłe, tanie i dobre ;-)
Popołudnie i wieczór to czas zakupowo - kulinarny. U niektórych jeszcze szok poprzyjazdowy trwał ;-)
W nocy znów ciężko o sen. W sąsiedniej restauracji Green Olive grasował Pan z gitarą, który myślał, ze jest klonem Elvisa. "Bluuuuuue mooooon of Kentuckyyyyy...." I do tego duchota i ciągłe odgłosy przejeżdzających motorów i samochodów, klaksonów. No ogólnie niemalże oaza spokoju ;-)




Dzień 1 Warszawa - Kathmandu
Dzień 2 Kathmandu
Dzień 3 Kathmandu - Bhulbhule
Dzień 4 Bhulbhule - Jagat
Dzień 5 Jagat - Thonje
Dzień 6 Thonje - Chame
Dzień 7 Chame - Upper Pisang
Dzień 8 Upper Pisang - Manang
Dzień 9 Manang - Khangsar
Dzień 10 Khangsar - Tilicho Base Camp
Dzień 11 Tilicho Lake
Dzień 12 Tilicho Lake - Yak Kharka
Dzień 13 Yak Kharka - Thorung Phedi
Dzień 14 Thorung Phedi - Muktinath
Dzień 15 Muktinath - Jomosom
Dzień 16 Jomosom - Kobang
Dzień 17 Kobang - Do Kholagaon
Dzień 18 Do Kholagaon - Ghorepani
Dzień 19 Ghorepani - Birethandi
Dzień 20 Birethandi - Pokhara
Dzień 21 Pokhara - Sauraha
Dzień 22 Sauraha
Dzień 23 Sauraha - Kathmandu
Dzień 24 Kathmandu
Dzień 25 KathmanduPublikuj posta
Dzień 26 Kathmandu-Warszawa

[nepal] 13-14.10.2010 Warszawa - Kathmandu

Ważne. Prezentowane zdjęcia na blogu są uzupełnieniem galerii na Picasie, gdzie są wybrane te niby najlepsze zdjęcia. Żadna fotografia się nie powtarza, co o dziwo nie spowodowało znacznego jakościowego upadku prezentowanych poniżej zdjęć na blogu. No i możliwe, że uczyniły go ciekawszym ;-). Ale także gorąco polecam galerię na Picasie. 


Wszystko pewnie zaczęło się już trzy lata temu, gdy wylatując z Nepalu powiedziałem sobie, że jeszcze tu wrócę. I tu proszę, kolejny przykład na to, że jak coś powiem to tak zrobię, a że po trzech latach? To i tak nieźle, sporo słów wypowiedzianych wciąż czeka na realizację i materializację - i pewnie poczeka, bo cóż innego im zostało.

Tym razem udało się zebrać szokująco dużą ekipę - 6 osób ze mną licząc. Znaczy będzie wesoło ;-) Przygotowania były proste choć czasochłonne. Najważniejszym problemem, który mnie męczył, było to czy robić wizę indyjską czy nie. Jako, że bez ryzyka nie ma zabawy, stanęło na tym, że podziękowaliśmy za wizy.
Jedziemy! Znaczy się lecimy!
Lot do Moskwy odbył się w towarzystwie znanych postaci. Przy czym stały one na dwóch biegunach, bo fotel obok siedział obok nas specjalista od prania się po pyskach "leeejdis i dżeeeennteeelmens Krzyyyyyysztooof Diaaaaabloooo Włooooodaaaaarczyyyyk! " Swoja drogą nie wiedziałem czy mamy prawo czuć się bezpieczniejsi czy wręcz przeciwnie ;-) Z kolei parę rzędów dalej siedział imiennik boksera, Wielki Reżyser Znany z Tego Że Nawet Sam Nie Rozumie O Co W Jego Filmach Chodzi. Znaczy się kultura lotów najwyższych. Po drodze widzieliśmy Bug, któremu pomachaliśmy radośnie i Miasto Brześć. A potem były chmury, żarcie i lądujemy.
Na lotnisku Szeremietiewo była okazja podziwiać sklepy wolnocłowe, gdzie w ramach pewnie wielkiej okazji i promocji można było nabyć koniak za 12 tysięcy euro, tudzież zegarek za marne 10 tysięcy. Radował widok pewnego miłego gentelmena pakującego 22 butelki niebieskiego Johnny Walkera, ledwie 120 euro za butelkę. Widać okazja była ;-)
Potem był lot do Delhi. Samolot troszkę wysłużony, jedzie nędzne ( zimna ryba, ech...), Szkoda, że nad Karakorum po ciemku, ale znów miałem okazje podziwiać wielkie rozświetlone Lahore. Ciekawe, kiedy w końcu tam pojadę.
Nowy terminal w Delhi. Olbrzymi to małe słowo. I do tego cały wyłożony wykładziną dywanową. Leżakowanie niczym w przedszkolu ;-)