Latino - cz. 40
23 września 2014
Kanion Colca czyli Condor Air Show
W środku nocy zebraliśmy się przed hotelem. To była barbarzyńska pora, parę minut przed trzecią w nocy. A wszystko to ponoć przez kondory, które gustują w porannych przelotach w kanionie. A nas do miejsca pokazu dzieliło kila godzin jazdy busem. Bus szczęśliwie podjechał, okazało się, że w grupie prócz naszej dziesiątki będzie jeden Australijczyk. Może uda się mu z nami wytrzymać. Po chwili wszyscy zasnęli. Budzi mnie dziwne uczucie. Jakby powietrza brakowało. Organizm domaga się znacznie większej częstotliwości oddechów. Sprawa się szybko wyjaśnia. Wjechaliśmy na przełęcz o wysokości 4950 metrów npm. No tak. Już trochę zapomnieliśmy jak to jest na dużych wysokościach. Ale ponieważ za oknem dalej było ciemno usiłujemy spać dalej. Nie idzie to łatwo, na szczęście zaczyna się robić jasno. Za oknem widać góry po horyzont, wijącą się drogę po której jedziemy i piękne kolory na niebie. Niedługo wzejdzie słońce. Zdjęć nie ma jak robić, za szybko kręcimy się po serpentynach. Teraz cały czas w dół. W końcu wjeżdżamy do Chivay. Jest 6:00. na rogatkach mała niepozorna budka. Po chwili jesteśmy ubożsi o 70 soli, które zdarto z nas za 'boleto turistico" tytułem wjazdu na teren kanionu. Zatrzymujemy się przy jakieś restauracji. Przewodnik wspomina, że teraz czas na śniadanie. W sumie jesteśmy już głodni. Wchodzimy. Stoły przygotowane na przyjęcie kilku takich busików jak nas. A co na śniadanie? Niespodzianek nie ma. Mate de coca, jedna mała bułeczka, dżem i odrobina masła. Trochę mało. Biegnę do pobliskiego sklepiku. Biorę jakieś ciastka i słodkie bułki. Dobre i to. Nasz przewodnik był trochę zdziwiony, ale zarazem bardzo zmartwiony faktem, że nie podobało nam się takie śniadanie. Tłumaczymy, że smakowało. Tylko za mało. Przejął się tym faktem, twierdzi że będzie lepiej.
Ruszamy krętą drogą wzdłuż kanionu na audiencję do kondorów. Wedle rozkładu jazdy kondory latają pomiędzy 8 a 9 rano. I co jeszcze ciekawsze, latają tylko w miejscu zwanym Cruz del Condor. Jest kwadrans po 8, kiedy nieco spóźnieni wysiadamy. Uczucia mamy nieco ambiwalentne. Cudna okolica. Pod nami kanion sięgający wgłąb 1400-1500 metrów. Nad nami szczyty pięciotysięczne. Niesamowite poczucie przestrzeni i skali. Ale przed nami widzimy tylko głośny tłum czekający na poranny pokaz. Wygląda to lekko odpychająco. Do barierek nie da bardzo przepchać, co lepsze miejsca są już zajęte. Ech... masowa turystyka. Schodzimy nieco niżej. Przynajmniej nie stoimy w tłoku i mamy pocieszny widok na oblepiony tłumem kawałek zbocza. Wszyscy czekający na Jaśnie Państwa, czyli kondory.
Nie mamy pojęcia jak one maja sie tu pojawić. Tymczasem ... leci. Jeden, potem drugi. Sądząc po upierzeniu mamy do czynienia z młodymi osobnikami. Ale i tak sa olbrzymie. Dorosłe ptaki potrafią mieć do 3,2m rozpiętości skrzydeł.