środa, 21 stycznia 2015

[latino] Laguna Verde czyli na krańcach Boliwii

Latino - cz. 37
Laguna Verde czyli na krańcach Boliwii

Wpierw pojawił się On. Czyli wulkan Licancabur. Niemalże sześciotysięcznik, bo do tego miana brakuje mu tylko 80 metrów. Z okna prezentował się niezwykle. Dominujący w krajobrazie, o równo wznoszących się zboczach pieknie wykrojonych na tle błękitu nieba. Przyprószony śniegiem podkreslającym znaczną wysokość. W jego kraterze kryje się niewielkie jeziorko uchodzące na najwyżej położone na świecie. Wszystko to niewątpliwie kusiło i zachęcało.
Był plan by zatrzymać się tutaj. I wejśc na szczyt. Jakieś mapki i zdjęcia miałem wydrukowałem jeszcze przed wyjazdem. Podejście ponoć nie przedstawia żadnych trudności. Trzeba tylko wytrwale iść pod górę. Wedle opisów: "dwa kroki w górę, jeden w dół", bo terez mocno zerodowany i osypujący się. Niestety, do podejścia było ponad 1,5 kilometra w pionie. Dużo. Wręcz bardzo dużo. 
Zatrzymaliśmy się u stóp jeziora, na wysokim, siegającym kilkunastu metrów, brzegu. Widokowi nic nie można było zarzucic. Idealnia kompozycja zieleni laguny, rdzawobrazowej góry pobielonej śniegiem na tle rażącego oczy błękitu nieba. Piękne pożegnanie z Boliwią. 


[latino] Rezerwat Eduardo Avaroa czyli Salvador Dali w gorącym źródle.

Latino - cz. 36
19  września 2014
Rezerwat Eduardo Avaroa czyli Salvador Dali w gorącej kąpieli.

Chyba było koło siódmej rano. Byliśmy już nieco rozbudzeni wrażeniami z Sol de Manana. Zjeżdżaliśmy lekko w dół w kierunki nieodległej już Laguny Salada. Choć słońce wdzierało się do auta, telepaliśmy się z zimna. Przed nami kolejna atrakcja. Aguas Calientes, czyli gorące źródła. Zasadniczo w planie była tam kąpiel, ale jakoś nikt nie wyobrażał sobie, że ma się na tej zimnicy rozebrać i wejść do wody. Nic to, najwyżej podjedziemy i popatrzymy na tych odważnych i zdeterminowanych. Stajemy.
Przed nami ginąca w porannym słońcu Laguna Salada. Przy jej brzegu widać obłoki pary wodnej unoszącej się nad niewielkim rozlewiskiem.  Obok mały budynek, kilkanaście aut i mały tłum turystów. I tych ciekawych, tylko patrzących i tych odważnych, siedzących w niewielkim basenie. 


środa, 7 stycznia 2015

[latino] Sol de Mañana czyli boliwijski gejzer z rury

Latino - cz. 35
19  września 2014
Sol de Mañana czyli boliwijski gejzer z rury

Obudziliśmy się gdzieś chwilę przed czwartą. To jest dobra pora by się kłaść a nie wstawać. Ale co było robić. Ponoć gejzer nie lubi czekać na turystów i sam z siebie rankiem się budzi. Śniadanie zjedliśmy w milczeniu. A raczej w półśnie. Było zimno. Choc to mało powiedziane. Było bardzo zimno. Nie wiem, ale przynajmniej -10 stopni poniżej zera i jakaś duża wilgotność. Nie szło się ogrzać. Zalegliśmy w jeepie i próbowaliśmy spać. Było to dość trudne, droga prowadziła przez jakieś wielkie wertepy i trzęsło okrutnie.  Po jakieś godzinie jazdy w takim półśnie zaczyna się rozjaśniać. Krajobraz szary, niewielkie  pagórki i przeraźliwy chłód, nawet w aucie. Cały czas lekko w górę. Już blisko 5000 metrów npm. Po kilkunastu minutach stajemy. Oto pierwszy punkt programu. Gejzer Sol de Mañana, czyli Słońce Poranka ;-) Słońca jeszcze nie ma, wychodzimy z auta. Z oddali słychać szum. Patrzymy skąd dochodzi, widzimy wysoki na kilkanaście metrów słup pary wodnej. Kierowca z z uśmiechem pokazuje i z dumą mówi: "To jest  gejzer Sol de Mañana". Przyznaję, że miałem nieco inne wyobrażenia w kwestii gejzerów, ale niechże i tak będzie. Podchodzimy bliżej. Ludzi sporo. Stoją, patrzą, robią sobie zdjęcia. Przed  nami wielki obłok pary, który z wielkim hałasem wylatuje niczym gotująca się woda z czajnika. No fajnie, ale wrażenie nie robi. Podchodzimy pod sam "gejzer" i widzimy, że wszystko to wydobywa się z cienkiej, może dwucentymetrowej rury. Czar pryska, zaczynamy się śmiać. Gejzer po boliwijsku, czyli para z rury uruchamiana wedle zapotrzebowań. Lepiej byśmy tego nie wymyslili.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

[latino] Laguna Colorada czyli żegnamy dzień na czerwono.

Latino - cz. 34
18  września 2014
Laguna Colorada czyli żegnamy dzień na czerwono.

Dzień powoli miał się ku końcowi. Na koniec zajeżdżamy nad Lagunę Colorada. To chyba najbardziej znane miejsce naszej wycieczki wyłączając oczywiście Salar de Uyuni. Mamy co prawda wątpliwości czy jest w stanie nas jeszcze zadziwić po takim dniu, szczelnie wypełnionym nadmiarem zachwytów. Jest późne popołudnie, godzina do zachodu słońca. Wieje bardzo silny wiatr i jest przenikliwie zimno. Przystajemy nad wysoką skarpą. Wysiadamy i ... już widać, że jest przepięknie. 


[latino] Arbol de Piedra czyli jesteśmy w Tybecie

Latino - cz. 33
18  września 2014
Arbol de Piedra czyli jesteśmy w Tybecie.

Dzień się jeszcze nie skończył. Od rana nasze zmysły są atakowane przez niewidziane wcześniej w życiu krajobrazy. Dobrze, że jest aparat, bo trudno znaleźć odpowiednie słowa opisujące to co widzimy, by nie otrzeć się o banał. Jedziemy dalej. Mijamy kolejną lagunę, Chiar Khota. Słońce schowało się za coraz rozleglejsze chmury. 


niedziela, 4 stycznia 2015

Gdzie tu by jeszcze pojechać?

Koniec roku sprzyja wszelakim podsumowaniom. Idąc trochę tym tropem, też skusiłem się na jedno małe zestawienie. Ale będzie to ucieczka w przód. Czyli gdzie bym chciał pojechać, gdybym mógł ;-) Taka swoista lista życzeń. Zadaję zatem kłam stwierdzeniom, że byłem już wszędzie...
No i będzie to jedyny wpis gdzie nie będzie prawie żadnych moich zdjęć. Co nie oznacza, że nie będzie czego oglądać. Wręcz przeciwnie... Ino trzeba w linki klikać, bo jednak zdjęć na blogu nie będzie. Prawa autorskie... 
Zaczynamy zatem:


12. JORDANIA
Kilka lat temu miałem już w ręku bilety lotnicze na dwa tygodnie w Syrii i Jordanii. Miałem, ale w Syrii zrobiło się niestety groźnie i z wyjazdu nici. O ile Syria na długie lata wypadła z listy krajów bezpiecznych to Jordania wciąż kusi. Atmosfera Bliskiego Wschodu, bazarów, dobrego jedzenia, uśmiechniętych ludzi. Kusi gorący czerwony piasek na pustyni Wadi-Rum. Kusi tajemnicza Petra.

Wadi Rum