sobota, 29 listopada 2014

[latino] La Paz czyli kup Pan lamę

Latino - cz. 19
10 września 2014
La Paz czyli kup Pan lamę.


Autobus wjechał już do El Alto. Do niedawno było to niezależne miasteczko, położone na zachód od La Paz. Zostało jednak wchłonięte przez rozrastającą się metropolię. Ponoć nie jest tu zbyt bezpiecznie. W przewodniku wyraźnie napisano, że spacerując po tej okolicy niekoniecznie wieczorową porą można z dużym prawdopodobieństwem wrócić nożem w plecach. Jakoś nie chciało się mi wierzyć do końca w co tam napisano, ale nie zamierzałem tego sprawdzać. 

czwartek, 27 listopada 2014

[latino] Jedziemy do La Paz czyli widoki dookoła głowy

Latino - cz. 17
10 września 2014
Jedziemy do La Paz czyli widoki dookoła głowy

Ruszamy w kiedunku La Paz. Autobus pełny, to zresztą reguła. Rzadko kiedy sa jakieś wolne miejsca. Jest to typowo lokalne połączenie. Turystów takich jak my jedzie jeszcze co najwyżej kilku. Rezta to wszelaki miejscowy folklor. Starsze panie z bagażem przewożonym w kolorowych wełnianych chustach. Młode kobiety z z głośnymi dziećmi i z imponującą ilościa bagażu. Panowie ubrani w stroje, które można spotkać na całym świecie, uszyte najprawdopodobniej w Bangladeszu. Powoli wspinamy się pod górę. Za nami zostaje Copacabana z bardzo dobrze widoczną Kalwarią. 

środa, 26 listopada 2014

[latino] Copacabana czyli o wrażeniach z porannej drogi krzyżowej

Latino - cz. 16
9-10 września 2014
Copacabana czyli o wrażeniach z porannej drogi krzyżowej.

Dojeżdżamy. Jest już zupełnie ciemno. Autobus, miast przy dworcu, zatrzymuje sie przy hotelu. Cena 80 boliwianów od osoby nie wzbudza w nas entuzjazmu. Wychodzimy. Staramy sie pilnować naszych bagaży. Uprzedzano nas wcześniej w autobusie, by nie spuszczać ich z oczu. Szybko znajdujemy hotel, Sto metrów dalej za 30 boliwianów ( 15zł ). Pasuje. Pytamy się tylko czy jest wifi. Nie ma ale na nasze specjalne życzenie zaraz będzie. Czekamy chwilkę, przychodzi mlody człowiek. Coś wciska i po chwili jest wifi. Ale jak sie okazuje bez internetu ;-)  Później w Boliwii numer na "działający" internet widzieliśmy dość często. Sieć działa, ale nie ma internetu. Każdy, nawet najmniejszy lokal, hotel reklamuje się dostępnością sieci ale szybko przyzwyczajamy się, że to tylko pobożne życzenia. Albo wabik na turystów. ;-)
Jest ciemno, ale jeszcze wcześnie. Wychodzimy z hotelu w poszukiwaniu kolacji. Najlepiej smacznej. Ulicę dalej jest targ. Niestety jest już powoli zamykany. Wpadamy na chwilkę. W srodku wszystko tonie w mroku. W kilku miejscach małe niewyraźne światło świeczki wskazuje, że coś się tu jeszcze dzieje. Stoisko z owocami i warzywami. Drugie z kaszami i przyprawami. I jedno mięsne. Na ladzie leży obdarta głowa Obcego. Po bliższym rozpoznaniu okazuje się, że mamy do czynienia jednak z głową konia. Mocne wrażenie jak na spacer w półmroku nieznanymi miejscami. 

wtorek, 25 listopada 2014

[latino] W drodze do Boliwii czyli wesoła granica której nie widać

Latino - cz. 16
9 września 2014
W drodze do Boliwii czyli wesoła granica której nie widać.


W Puno zaraz po wyjściu ze statku skierowaliśmy się w stronę obiadu. Akurat przy porcie wybór restauracyjek był dość duży. Ceny umiarkowane, ale jednak turystyczne. Standard odpowiadający smażalni dorsza nad polskim morzem. Porcje duże, wszyscy się najedli, 15-20 soli zaplacili. Na dworzec dojechałem rikszą za całe 2 sole. Raz się żyje. Kupujemy bilety w dworcowej agencji. Jednak zakup biletu to nie wszystko. Tutejszą specyfiką jest to, że prócz biletu trzeba wykupić dodatkowy bilet za korzystanie z dworca. Jest to suma niewielka, jedna, dwie sole. Kolejną ciekawostką, jest to, że przy kupnie biletów trzeba podać dokładne dane: numer paszportu, wiek, zawód (!), narodowość. I to będzie się powtarzało za każdym razem. Każdy bilet, nocleg, wycieczka. Wszystkie rubryki powtarzamy i wypełniamy jak mantrę. 
Nasz cel na dziś to Copacabana, pierwsza miejscowość po stronie boliwijskiej. 
Podjeżdza autobus. Przed wejściem jeszcze jedna kontrola, tym razem bilety i paszport. W końcu siedzimy i ruszamy. Jedziemy cały czas brzegiem jeziora. Jego bliskość sprawia, że nie ma tu jakieś pustki, co chwilę mijamy miejscowość lub pojedyncze gospodarstwa. Czasem trafi się coś specjalnie dla nas, turystów. Jak kiczowate figurki Indian w strojach ludowych. To akurat przypomina zapewne o tym, że teren w okolicy Puno znany jest na całe Peru jako silny ośrodek folkloru. Ponoć doliczono się tu 300 festiwali folklorystycznych rocznie. 

[latino] Wybory w Peru a sprawa polska

Latino - cz. 15
9 września 2014
Wybory w Peru a sprawa polska.

Przemierzając bezkresy peruwiańskiego Altiplano nie dało się nie zauważyć wymalowanych płotów, murów, domów i nie tylko. Obrazki, niczym z komiksu, intrygowały. Odpowiedź okazała się mimo wszystko niebanalna. Wybory samorządowe. W ten właśnie sposób poznaliśmy specyfikę tutejszej polityki. O ile w miastach można było zobaczyć porozlepiane na murach plakaty, a nawet wielkie bilboardy, tak wszędzie poza miastami kampania wkraczała dość obrazowo i malarsko. Można było spekulować, że ludzie tu łatwo afiszują się ze swoją opcja polityczną. Wystarczył kubeł farby i ściana domu zamieniała się w wielki wyborczy plakat. Upiększana była w ten sposób oczywiście taka ściana, która była widoczna z drogi. Cóż. Pomysł interesujący. Plakaty raz, że wiele kosztują. Dwa, są dość nietrwałe.
Czasem jednak to "plakatowanie" przekraczało granice zdrowego rozsądku. Jak brakowało murów,  kampania wchodziła na skały.

poniedziałek, 24 listopada 2014

[latino] Uros czyli wyspa która umie pływać

Latino - cz. 14
9 września 2014
Uros czyli wyspa która umie pływać.

Wczesnym porankiem odbijamy od brzegu Amantani i wracamy do Puno. Jest czas na radosny wypoczynek.

piątek, 21 listopada 2014

[latino] Wyspa Amantani czyli z wizytą u Pachamamy

Latino - cz. 13
9 września 2014
Wyspa Amantani czyli z wizytą u Pachamamy

Obudziśmy się wczesnym świtem. Założenie było takie, by wyjśc nad wioskę na wschód słońca, ale z tym wstawaniem to czasem ciężko bywa. O piątej rano obróciłem się na drugi bok, ale kilku wytrwałych śmiałków poszło. Koniec końców, trochę po szóstej zebraliśmy sie i ruszyliśmy. 

[latino] Jezioro Titicaca czyli statkiem w piekny rejs

Latino - cz. 12
8 września 2014
Jezioro Titicaca czyli statkiem w piekny rejs.

Weszliśmy na pokład. Przed nami cztery godziny rejsu. Odpływamy. Woda przy brzegu zzieleniała na okoliczność wszystkich ścieków spływajacych z Puno. Nie wygląda to za dobrze, kąpieli nie polecam.
Pogoda zaczyna sie psuć. Nadchodzą ciemne, deszczowe chmury. Na szczęście wszystko to zostawiamy na brzegu, nad wodą niebo błękitne i słońce.  

czwartek, 20 listopada 2014

[latino] Cuzco - Puno czyli zapoznajemy się z kinematografią peruwiańską

Latino - cz. 11
8 września 2014
Cuzco - Puno czyli zapoznajemy się z kinematografią peruwiańską

Na dworcu jesteśmy o 4 rano. Nie jest to pora dla normalnych ludzi. Ciemno i pusto. I spać się chce. Oznacza to chyba, że jesteśmy już przestawieni na czas miejscowy. Spotykamy naszą szóstkę. I dobrze. Teraz juz w komplecie. Wsiadamy do autobusu. Kierunek Puno. 
W Peru można spotkac różne rodzaje autobusów dalekobieżnych. Zwykłe ( klasa tourist ), wygodne ( semi cama - półleżące ) i całkiem wygodne ( cama - leżące ). Przy czym sporo zależy od firmy przewozowej. W jednej klasa tourist bedzie wygodniejsza od semi cama drugiej firmy. Generalnie w każdym autobusie siedzenia się rozkładają. Bardziej istotne jest ile pozostaje miejsca na nogi. A to zależy od konktetnego autobusu. Nasz autobus był wybitnie z tych tańszych, jechali w nim praktycznie sami miejscowi. Udało się troche przespać zanim wyszło słonce. Potem z racji widoków za oknem spać było znacznie ciężej.
Jedziemy drogą przez wielki płaskowyż Altiplano. Rozciąga sie on na sporej części Peru i Boliwii na wysokości 3300-4000 metrów npm. Mijamy leżące gdzieś w oddali góry. Ładnie. Czuć przygodę.


środa, 19 listopada 2014

[latino] Huayna Picchu czyli Machu Picchu z nieba

Latino - cz. 10
7 września 2014
Huayna Picchu czyli Machu Picchu z nieba.

Huayna Picchu w języku keczua oznacza Młody Szczyt. Patrząc się na niego z ruin miasta nie chce się wierzyć, że prowadzi tam jakiś szlak. Ściany wydają opadać pionowo w dolinę Urubamby. Wejście jest limitowane. Wpuszczane sa dwie grupy po 200 osób. Pierwsza o ósmej, druga o dziesiątej. Najsensowniej wybrać tą drugą porę, a wcześniejszy czas przeznaczyć na zwiedzanie miasta. Wtedy, gdy nie ma tam jeszcze tłumów. Bilety warto kupić z przynajmniej miesięcznym wyprzedzeniem. W szczycie sezonu nie ma możliwości kupna biletu z dnia na dzień. 
Przed bramką kłębi sie już tłum żądnych wrażeń. Równo o 10 bramki się otwierają. Przed wejściem trzeba się jeszcze wpisać do wielkiej księgi. I można iść.


wtorek, 18 listopada 2014

[latino] Machu Picchu czyli pocztówka z Peru

Latino - cz. 9
7 września 2014
Machu Picchu czyli pocztówka z Peru.

Myśląc o Peru pierwszym skojarzeniem jest Machu Picchu. To taki sam symbol jak dla Indii Tadż Mahal, dla Aten Akropol czy dla Paryża Luwr. Może to przypadek, byłem zarówno w Indiach, w Paryzu i w Atenach. I nic z tej listy nie widziałem. ;-)
Przed wyjazdem zastanawiałem się czy tu być. Z jednej strony wymagało to dwóch, trzech dni i kosztowało fortunę. Z drugiej strony dobrze byłoby zobaczyć co jest na rzeczy. Czemu wszyscy tu jadą. Ze zdjęć wygladało na ładnie położoną kupe kamieni. Raz sie żyje. A może drugi raz nie będzie okazji. Zatem jedziemy!
O problemach z dojazdem wspominałem juz przy okazji wpisu o Cuzco. Koniec końców jesteśmy w Aguas Calientes. Całą noc słychać głośno hałasującą rzekę. Śpi sie nienajgorzej, zjechaliśmy na wysokość ok. 2000 metrów npm. Wstajemy o 4:30. Mamy ambicję wyjść na wschód słońca na górę. Ruszamy około piątej. Ciemno. Oświetlając latarkami idziemy 15 minut wdłuż rzeki by dojśc do mostu i posterunku, gdzie sprawdzane są wejsciówki. Trzeba je kupić wcześniej, najlepiej przez internet, z uwagi na wprowadzone jakiś czas temu limity. Na miejscu się nie da. Nie ma kasy. Nie ma biura. Lekko świta jak zaczynamy podchodzić w grupie ledwie kilkudziesięciu osób. Radość z tego fakty szybko gaśnie wraz z pierwszymi odgłosami nadjeżdżającego autobusu. Pierwszego, potem drugiego, dziesiątego... Z Aguas Calientes można  na jedyne 10$ szybko dostać się autobusem do samego Machu Picchu. My mamy do podejścia jakieś 400 metrów w pionie. W takiej chwili człowiek czuje sie bezsilny wobec zalewającej komercjalizacji takich miejsc. Nie bedziemy pierwsi na górze. A ponoć autobusy miały jeździć dopiero od 7 rano. Trudno. Jest juz jasno. I pojawia się nadzieja na pogodę. Chmury powoli się rozwiewają. Gdzieś daleko wschodzi słońce.


[latino] Ollantaytambo czyli najdroższy pociąg świata.

Latino - cz. 8
6 września 2014
Ollantaytambo czyli najdroższy pociąg świata.

Jeden dzień a tyle wrażeń. Wracamy z tarasów solnych przez Maras i kierujemy się do Urubamby.

poniedziałek, 17 listopada 2014

[latino] Tarasy solne czyli peruwiańska Wieliczka

Latino - cz. 7
6 września 2014
Tarasy solne czyli peruwiańska Wieliczka.

Kilkanaście kilometrów od Maras wąska dolina kryje niecodzienny widok. Z daleka wygląda to jak biała rozpostarta sieć oplatająca całe wielkie zbocze. Ta sieć to mozolnie budowane przez setki lat tarasy w których pozyskuje sie sól. Przypomina to tarasy uprawne, tak tu popularne. Zasadniczo z tej uprawy wyrasta cenny owoc. Sól przez wieki uchodziła za jeden z najważniejszych minerałów. Cóż, u nas trzeba było kopać głęboko pod ziemią, tu mamy wszystko na powierzchni. 

[latino] Maras czyli senne uroki prowincji

Latino - cz. 6
6 września 2014
Maras czyli senne uroki prowincji.

Maras to miasteczko leżące w okolicy Świętej Doliny. Niewielkie, liczy jakieś 1500 mieszkańców.  I pewnie nikt by tu nie trafił, gdyby nie sąsiedztwo dwóch ciekawych miejsc. Oba widać na muralu który widzimy wjeżdżając do miasta. Pola tarasowe w Moray i solanki leżące niealeko Maras. W zasadzie turystów tu niewielu, bo wszystkie zorganizowane wycieczki nie zatrzymują sie w mieście pedząc od razu do wspomnianych atrakcji.

[latino] Chinchero czyli jedziemy do sklepu

Latino - cz. 5
6 września 2014
Chinchero czyli jedziemy do sklepu.


Taksówkarz zapakował nas i nasze bagaże. Ruszamy. Na początek wspinamy się pod górę miasta. Kiedy dojechaliśmy na jego kraniec, na sam szczyt, ukazuje nam się jego inne, pewnie bardziej prawdziwe oblicze.

niedziela, 16 listopada 2014

[latino] Cuzco czyli witamy w krainie Inków

Latino - cz. 4
5-6 września 2014
Cuzco czyli witamy w krainie Inków

W Cuzco na dzień dobry pogoda nie zachwyciła. Zimno, deszczowo i ponuro. Wykorzystujemy ten fakt oraz to, że jesteśmy padnięci i idziemy spać. 

piątek, 14 listopada 2014

[latino] Lecimy czyli Ziemia z nieba.

Latino - cz. 3
4-5 września 2014
Lecimy czyli Ziemia z nieba.
Malaga - Madryt - Bogota - Lima - Cuzco

Dzień zapowiadał się odlotowo. Nie dość, że w powietrzu to jeszcze powiększony do 32 godzin z uwagi na zmianę czasu. Zaczęliśmy od Malagi.


czwartek, 13 listopada 2014

[latino] Malaga czyli czas na plażowanie.

Latino - cz. 2
3 września 2014
Malaga czyli czas na plażowanie.

Rankiem udaliśmy się na dworzec kolejowy. Dziś w planie mamy przejazd hiszpańskim PKP do Malagi. Ponad 500 kilometrów w 2,5h. Jednak to nie PKP. Odprawa na dworcu prawie jak na lotnisku. Wpierw kontrola bagażu. Potem oczekiwanie na otwarcie peronu. Wszędzie trzeba okazać bilet. Na gapę więc się nie da. A na peronie stoi taki oto potwór ;-)


piątek, 7 listopada 2014

[latino] Madryt czyli witamy w wielkim mieście.

Latino - cz. 1
2 września 2014
Madryt czyli witamy w wielkim mieście.

Nigdy nie byłem w Ameryce Południowej. Daleko i drogo. Tylko czasem jakaś myśl przelatywała, że może jednak? Myśl szybko przychodziła i w takim samym tempie uciekała. Wiosną, okazało się, że znajomi, którzy dotychczas wspominali, że w kiedyś tam pojadą, zrealizowali swoje groźby. Kupili w szóstkę bilety na wrzesień. Jakos sie z tym pogodziłem, kiedy jak na złośc pokazała się super promocja na loty do Ameryki Południowej. Tego już było za wiele. Uległem, kupiłem, i to nie jeden a cztery, bo chętni sie szybko znaleźli. Należało jeszcze przysiąść i ułożyć plan wyjazdu. Przysiałem, ułozyłem. Jedziemy!   
Startujemy z Warszawy. Lecę z Magdą. W komplecie, czyli w dziesięć osob, będziemy dopiero na miejscu. Norwegianem lecimy do Madrytu. Z początku niewiele sie dzieje, ale gdzieś po godzinie w oknie robi sie ciekawie. Pojawiły się Alpy. Morze gór których nie sposób nazwać. Z mapki wynika, że bedziemy widzieć te najwyższe,



poniedziałek, 3 listopada 2014

[włochy] Pisa

24.03.2014
Pisa

Ruszając do Maroka wypadło nam lecieć przez Pisę.


[maroko] Marakesz

30-31 maja 2014
Marrkesz

Marakesz był pierwszym i ostatnim przystankiem na naszej krótkiej wycieczce po Maroku. Mieliśmy pół dnia na złapanie kontaktu z miastem. Skupiamy się zatem na jedzeniu, bazarze i oczywiście na planu Jamaa El Fnaa. 
Zachwyciła mnie skala recyklingu ;-) Stare opony i dętki zamieniano w naczynia na wode, kubki a nawet damskie torebki i portfele. Czego to człowiek nie wymyśli.



[maroko] Essaouira

29-30 maja 2014
Essaouira

Dawno, dawno temu byłem już Maroku. Trafiłem tu tak trochę przypadkiem i było to największe odkrycie wyjazdu. Chciałem tu zajechać ponownie, zwłaszcza, że było po drodze. Trafiliśmy tu wieczorem. Najciekawsze jest oczywiście Stare Miasto otoczone wysokimi murami obronnymi, przylegające do portu i oceanu. W hotelu, do którego się udaliśmy, nie było miejsc. Nie byłto wielki problem, bo właściciel miał znajomego, co wynajmował pokoje zaraz obok, po sąsiedzku. Ładne miejsce z pięknym tarasem z widokiem ;-) 


niedziela, 2 listopada 2014

[maroko] Legzira o poranku

29 maja 2014
Legzira o poranku

Wczesnym rankiem, choć ciężko bo zerwać się z łóżka, wyszliśmy na plażę. Na chwilę bo ciężko oczekiwać udanego wschodu słońca na zachodnim wybrzeżu ;-)


[maroko] Legzira o zachodzie słońca

28 maja 2014
Legzira o zachodzie słońca

Trudno było znaleźć zjazd na plażę. Trafiliśmy i od razu ocean ocean nas urzekł. W miejscu, gdzie zjechaliśmy, zwanym Legzira, znajduje się kilka hotelików znajdujących się bezpośrdnia przy plaży. Standard przyzwoity, cena jeszcze bardziej - bo poniżej 10 dolarów za noc.  



[maroko] Tafraoute

28 maja 2014
Tafraoute

Trafiliśmy tu koło południa. Z nieba oczywiście żar. Byliśmy przejazdem, nie było czasu czekać do wieczora. Wpierw posiedzieliśmy w zacienionej herbaciarni. Trochę się schłodziliśmy. Co za ulga! W samym miesteczku może nic ciekawego nie ma, ale okolica jest bardzo interesująca. Przeróżne ostańce skalne, góry zbudowane z różowego granitu tworza ciekawą kompozycje kolorystyczna z wiecznie błękitnym niebem.


[maroko] Antyatlas

27-28 maja 2014
 Antyatlas

Syci wrażeń z pustyni ruszamy w kierunku oceanu. Przed nami ponad 800 kilometrów jazdy bezdrożami południowego Maroka, poprzez pasma Antyatlasu. Mijamy Rissani.