Tafraoute
Trafiliśmy tu koło południa. Z nieba oczywiście żar. Byliśmy przejazdem, nie było czasu czekać do wieczora. Wpierw posiedzieliśmy w zacienionej herbaciarni. Trochę się schłodziliśmy. Co za ulga! W samym miesteczku może nic ciekawego nie ma, ale okolica jest bardzo interesująca. Przeróżne ostańce skalne, góry zbudowane z różowego granitu tworza ciekawą kompozycje kolorystyczna z wiecznie błękitnym niebem.
Nie było czasu się powłóczyć po okolicznych dolinkach, zobaczyliśmy tylko interesująca osobliwość - pomalone głazy na różne kolory, głównie niebieski i rózowy. To pomysł pewnego artysty z Belgii. Przyjechał, wymylsił i pomalował.
Wygląda tak nieco .. .dziwnie...
Farba już dawno wyblakła.
Po 20 minutach wiadamy do samochodu, włączamy nawiew i jedziemy ku wodzie. Tam musi być chłodniej...
I było... ;-) Ale o tym będzie w kolejnym wpisie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz