Ait Ben Haddou
W Maroku mieliśmy spędzić ledwie sześć dni, toteż skupiliśmy się na południu. Antyatlas, pustynia, ocean. By ułatwić sobie transport, wynajęliśmy auto. Kosztowało niewiele, bo ok. 80zł za dzień. Ruszamy z Marakeszu późno, bo około 14. Jest gorąco, ale tego się spodziewaliśmy. Nie działa klima w aucie, a tego sie nie spodziewaliśmy ;-) Przejeżdżamy przez główny grzbiet Atlasu drogą o tysiącu zakrętów. Ruch spory, przyśpieszyć nie ma jak, a nad wszystkim czuwa całkiem spora liczba patroli miejscowej drogówki. Do Ait Ben Haddou dojeżdżamy trochę późno, bo słońce już chce zachodzić.
To co widzimy robi wrażenie. To ksar, czyli ufortyfikowana osada malowniczo leżąca nad rzeką Warzarat. Całkiem dobrze zachowana, znana jako plener kilkudziesięciu filmów ( np. Gladiator, Kundun, Gra o Tron ). Dość gadania, idziemy sobie popatrzeć.
Maroko to miejsce, gdzie na wakacje trwające 3/4 roku przylatują nasze bociany.
W środku tłumów nie ma. Mozna spokojnie spacerować po labiryncie uliczek, domów, dziedzinców.
Nad osadą znajduje się resztka twierdzy. Właściwie została kupa kamieni, ale warto sie tu wspiąć, widok jest niczego sobie.
Wokół krajobrazy Antyatlasu. Lekko czerwone, mocno zerodowane przestrzenie.
Turyści są nie tylko z Zachodu, miejscowi też lubią zobaczyć to i owo.
Przy wyjściu nie da się nie przejść przez stoiska z wszelakimi pamiątkami. Tutejsi kupcy maja chyba szósty zmysł, bo po chwili zagadują: "Polska?"
Udaje się zgrabnie ominąć wszelkie stoiska, knajpki i wracamy do auta. Przed nami jeszcze ponad trzy godziny jazdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz