czwartek, 5 maja 2011

[uzbekistan] Wizyta w Langar

Opuszczamy Samarkandę. Trzy miasta, piękne niewątpliwie, przesyciły nas ilością medres, kopuł, meczetów, zabytków, minaretów. Ruszamy na południe, w góry Hissar. Plan był taki by odpuścić zabytki i skupić się na widokach, ludziach i szaszłykach ;-) Taksówką jedziemy do Shakhrisabz. Widać pierwsze większe góry na tym wyjeździe.

  

Zdobywamy przełęcz. Widać ośnieżone szczyty 3-4 tysięczne.




A co najważniejsze, przekroczyliśmy jakąś magiczna granicę i od tego miejsca można co chwilę przy drodze spotkać jakąś czajchanę, gdzie można napić się herbaty, czy czy zjeść jakąś zupę lub szaszłyki. Dojechaliśmy do Shakhrisabz. Miasto znane z tego, że tutaj urodził się sławny Timur, dawny władca tych terenów. Jego pomnik stoi w centralnym miejscu, niedaleko od ruin jego niedokończonego ogromnego pałacu.






Zabytki zabytkami, ale z miasta było widać taaaakie góry... ;-)




Pomnik jest miejscem gdzie można spotkać pozujące w jego tle nowożeńców. Tak wyczytaliśmy w przewodniku i tak zobaczyliśmy na miejscu i mogliśmy się przyjrzeć zabawie weselnej. 




Wszyscy goście dostali po porcji lodów, do tego herbata i muzyka po po częsci tradycyjna, a po części zachodnia, a po części już sam nie wiem jaka ( np. uzbeckie wersja szlagieru Modern Talking, no zabrakło tylko dla pełniejszego efektu TopOne ;-). Były i tańce, gdzie wykazał się zdolnościami Bartek, poproszony o współudział w zabawie. Sam nie wiem czy to była główna zabawa, czy tylko małe spotkanie z okazji wizyty nowożeńców w Shakhrisabz. 
Później udaliśmy się w rejon bazaru by znaleźć chętnego, który zawiózłby nas gdzieś do ostatniej wioski pod górami. Udało się znaleźć chętnego i pojechaliśmy do Langar. 


Widoki zrobiły się zupełnie inne niż dotychczas. Góry o silnej czerwonawej barwie.


Po drodze mijaliśmy różnego rodzaju zwierzynę ;-) Czasem bez głowy....


Czasem z głową...



A czasem  w wersji ożywionej, choć raczej nieruchawej


 
Ciekawa sprawa, miejscowi mieli upodobanie do takich pomników. Stały dość często, aczkolwiek wszystko przebiła lokomotywa stojąca na wysokiej górze, ale o tym w następnym odcinku ;-)
Wioski były zbudowane z gliny, która tutaj występowała w znacznej ilości i barwą dobrze komponowała się z otoczeniem.


 
W końcu jechaliśmy. Plan był taki. Siadamy pod sklepem i czekamy aż znajdzie nas nocleg. Usiedliśmy i po 15 sekundach podszedł do nas gospodarz, ubrany w tradycyjny miejscowy długi płaszcz i zaprosił nas do siebie. Nas gospodarz miał na imię Tura. W domu była także jego żona i dwójka najmłodszych dzieci. Starsza trójka pracuje w Moskwie. Zostawiliśmy plecaki i udaliśmy się na spacer po wiosce. Można było się na spokojnie przyjrzeć mieszkańcom.



Langar to także miejsce pielgrzymek do mauzoleum ważnego islamskiego duchownego








Wioska naprawdę ciekawa, była doskonałym odpoczynkiem po Jedwabnym Szlaku.








Wróciliśmy do naszego gospodarza na kolację W domu prądu nie było, co ponoć jest tu normalne, choć telewizora w izbie nie zabrakło. W środku rozłożone były dywany. Czekała już na nas herbata, gęsty syrop z owocami ( blisko naszych mirabelek, tylko co ciekawe posiadały od jednej do trzech pestek) i różne słodycze i orzechy.




Po chwili Tura postawił wódkę i napoje. Po czym okazało się, że sam nie pije, a wódkę kupił specjalnie by nas ugościć. Polewał nam do czarek. Na koniec kolacji pojawiła się olbrzymia misa z plowem. Plow - to tradycyjna uzbecka potrawa - smażony w dużej ilości tłuszczu ryż z warzywami i kawałkami baraniny. Pyszne! Wszyscy jedli z jednego naczynia. Niestety nasze żołądki miały dość ograniczona pojemność. 
Na koniec zostaliśmy zaprowadzeni do pokoju, gdzie mieliśmy spać. Rano wyglądało to tak:




Oczywiście z rana także śniadanie. Znowu bardzo dużo jedzenia plus wczorajsza niedopita wódka.




Turę, a także jego żonę bardzo zainteresowała nasza mapa ;-) Zapytał nas czy byliśmy w pewniej miejscowości ( nazwy już nie pomnę ). Pokazał nam na mapie gdzie ona jest i powiedział, że warto. Zapytaliśmy się co tam jest, na to usłyszeliśmy , że to tajemnica i nie może powiedzieć ;-)




Rozmawialiśmy oczywiście po rosyjsku, na tyle ile pozwalała nam jego wątpliwa znajomość ;-) Po śniadaniu wręczyliśmy kilka prezentów z Polski, jakie znaleźliśmy w plecaku, przez co zostaliśmy obdarowani na drogę kompotem, orzechami i serowymi kulkami. Na koniec załatwił nam samochód do najbliższego miasta w cenie dość atrakcyjnej. 



W drodze powrotnej znów zachwyty nad mijanymi widokami. Ludzie, wioski, ot, życie.



















Jechaliśmy dziś dalej na południe, do Termezu, miasta graniczącego z Afganistanem. Będzie jeszcze ciekawiej, ale o tym w nastepnym odcinku ;-)


Część I - Mojnak, czyli Centrum Niczego
Część II - Ayaz Qala - na pustyni
Część III - Chiwa - Jedwabnym szlakiem I
Część IV - Buchara - Jedwabnym szlakiem II
Część V - Langar
Część VI - Na południe
Część VII - Termez, czyli witamy w Azji
Część VIII - Nocnym pociągiem aż do końca świata
Część IX - Dolina Fergańska
Część X - Samarkanda - Jedwabnym szlakiem III

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz