Dojechaliśmy. Tradycyjnie zmęczeni, pierwsze kroki do hotelu. Według przewodnika na ten hotel było nas stać ;-) Spojrzeliśmy i zaczęliśmy wątpić.
Pierwsze wrażenie wewnątrz nie sprawiło, że przestaliśmy wątpić.
Choć dziwić zaczęła pustka i brak recepcji ;-) Koniec końców recepcja się znalazła, w małym pokoiku na końcu korytarza, hotel zaś kosztował jedyne 30000S za pokój dwuosobowy (36zł ). Dopiero jak dojechaliśmy do pokoju wyjaśniło się czemu tak tanio. Z wrażenie nie zrobiłem zdjęcia, ale widok każdego innego piętra niz parter i wewnątrz pokoju był doprawdy ciekawy. Stara, dziurawa, wytarta wykładzina, ściany niemalowane chyba od początku istnienia tego miejsca i prawdziwe uczniowskie biurko jako jedyny mebel ( poza łóżkiem rzecz jasna ) Balkony z wystającym zbrojeniem, dziurami i efektem wieloletniego trudu goszczenia turystów ;-) Remont hotelu sprowadził się więc do obicia go blachą, wstawienia okien i drzwi ale tylko na parterze i i zacnym wykończeniu parteru. Reszta, ech... Ale stosunej jakości do ceny nie był zły....
A, ciekawostka, hotel dba o dobre prowadzenie się gości. Koedukacja wykluczona. ;-)
Termez to miasto leżące nad Amu-Darią, przy granicy z Afganistanem. Czuć wyraźnie powiew takiego dzikiego miasta pogranicza. Kilka lat temu stacjonowały to niemieckie wojska, biorące udział w wojnie w Afganistanie. Obecnie przez miasto przechodzi spora część zaopatrzenia dla wojsk NATO. I jak to w każdym granicznym mieście, przemyt i kontrabanda,
Podjechaliśmy sobie pod przejście graniczne. Widać Most Wolności na Amu-Darii
Sistiema - przecież to była granica Imperium, prawie jak w Bieszczadach lub u mnie we Włodawie. Za granica jak widać całkiem bogato w infrastrukturę.
Wieżyczki tez podobne ;-)
Potem poszliśmy sobie coś zjeść. Miasto bez nadmiaru turystów, znaczy byliśmy tylko my ;-)
Centrum miasta wyznacza wieża zegarowa. I tu można spotkać taki fajny absurdzik z czasów ZSRR, czyli linia średniego, chyba, napięcia, biegnąca środkiem głównej ulicy miasta.
W kwestii jedzenia... To poza przesławnymi szaszłykami z baraniny ( pyszne) na każdym rogu można było dostać zawsze ciepłe Somsy, czyli takie paszteciki z kapusta i baraniną, choć tej baraniny jest tyle co u nas masła w masmixie.;-) W ogóle uderzają podobieństwa kulinarne. W Nepalu są somosy ( tyle, że z farszem z warzyw ). W Gruzji z kolei są bardzo podobne pierogi - zwą się chinkali.
W końcu zalegliśmy do uczty... Najczęściej jada się w takiej pozycji. Bardzo wygodne, bardzo.
O wygląd ulic, chodników, trawników, i kwietników dba tu mnóstwo ludzi. Choć czy mogą się podobać takie pomalowane na biało krawężniki o wszystkie pnie drzew, to kwestia gustu.
Kupić tu można wszystko ;-)
Naprawić pewnie też...
Szewc? Proszę bardzo...
Wizyta na targu przypomina o wiośnie ;-)
targ czynny jest bardzo długo, jeszcze sporo po zapadnięciu zmroku przy blasku świeczek można kupić podstawowe owoce, warzywa czy pieczywo.
Urzekła nas atmosfera tego miasta. Zwłaszcza wieczorem. To było to na co czekaliśmy. W ciepły wieczór, siedzimy sobie nad piwem i szaszłykami, wokół odgłosy pulsującego, żyjącego i gwarnego miasta. Klaksony samochodów, muzyka dobiegająca z każdej knajpy i zapraszający do środka właściciel. Tak powinnien wygladać odpoczynek.
Z rana wybrałem się do muzeum archeologicznego, które według przewodnika, było wystarczającym powodem by odwiedzić Termez. Na zdjęciu muzeum i tradycyjnie, zawsze w kadr wchodzący Damas.
W wejściu wiedziała pani i usłyszałem, że choć muzeum czynne to nieczynne. Bo nie ma prądu. A po ciemku nie mogę zwiedzać głównych ekspozycji na piętrze. Nie udało mi się przekonać argumentami typu: mam latarkę ;-), mogłem tylko zobaczyć skromny hol. I jedyne ciekawe co zobaczyłem to była stopa Buddy ;-)
Czysty surrealizm. Dla mnie to najbardziej kolorowe wspomnienie z Termezu. Surrealistyczna stopa Buddy. Aj!!
A koło 16 ruszyliśmy w podróż pociągiem do Taszkientu, co było na tyle ciekawą przygodą, że opowiem o niej w kolejnym odcinku.
Część I - Mojnak, czyli Centrum Niczego
Część II - Ayaz Qala - na pustyni
Część III - Chiwa - Jedwabnym szlakiem I
Część IV - Buchara - Jedwabnym szlakiem II
Część V - Langar
Część VI - Na południe
Część VII - Termez, czyli witamy w Azji
Część VIII - Nocnym pociągiem aż do końca świata
Część IX - Dolina Fergańska
Część X - Samarkanda - Jedwabnym szlakiem III
Pierwsze wrażenie wewnątrz nie sprawiło, że przestaliśmy wątpić.
Choć dziwić zaczęła pustka i brak recepcji ;-) Koniec końców recepcja się znalazła, w małym pokoiku na końcu korytarza, hotel zaś kosztował jedyne 30000S za pokój dwuosobowy (36zł ). Dopiero jak dojechaliśmy do pokoju wyjaśniło się czemu tak tanio. Z wrażenie nie zrobiłem zdjęcia, ale widok każdego innego piętra niz parter i wewnątrz pokoju był doprawdy ciekawy. Stara, dziurawa, wytarta wykładzina, ściany niemalowane chyba od początku istnienia tego miejsca i prawdziwe uczniowskie biurko jako jedyny mebel ( poza łóżkiem rzecz jasna ) Balkony z wystającym zbrojeniem, dziurami i efektem wieloletniego trudu goszczenia turystów ;-) Remont hotelu sprowadził się więc do obicia go blachą, wstawienia okien i drzwi ale tylko na parterze i i zacnym wykończeniu parteru. Reszta, ech... Ale stosunej jakości do ceny nie był zły....
A, ciekawostka, hotel dba o dobre prowadzenie się gości. Koedukacja wykluczona. ;-)
Termez to miasto leżące nad Amu-Darią, przy granicy z Afganistanem. Czuć wyraźnie powiew takiego dzikiego miasta pogranicza. Kilka lat temu stacjonowały to niemieckie wojska, biorące udział w wojnie w Afganistanie. Obecnie przez miasto przechodzi spora część zaopatrzenia dla wojsk NATO. I jak to w każdym granicznym mieście, przemyt i kontrabanda,
Podjechaliśmy sobie pod przejście graniczne. Widać Most Wolności na Amu-Darii
Sistiema - przecież to była granica Imperium, prawie jak w Bieszczadach lub u mnie we Włodawie. Za granica jak widać całkiem bogato w infrastrukturę.
Wieżyczki tez podobne ;-)
Potem poszliśmy sobie coś zjeść. Miasto bez nadmiaru turystów, znaczy byliśmy tylko my ;-)
Centrum miasta wyznacza wieża zegarowa. I tu można spotkać taki fajny absurdzik z czasów ZSRR, czyli linia średniego, chyba, napięcia, biegnąca środkiem głównej ulicy miasta.
W kwestii jedzenia... To poza przesławnymi szaszłykami z baraniny ( pyszne) na każdym rogu można było dostać zawsze ciepłe Somsy, czyli takie paszteciki z kapusta i baraniną, choć tej baraniny jest tyle co u nas masła w masmixie.;-) W ogóle uderzają podobieństwa kulinarne. W Nepalu są somosy ( tyle, że z farszem z warzyw ). W Gruzji z kolei są bardzo podobne pierogi - zwą się chinkali.
W końcu zalegliśmy do uczty... Najczęściej jada się w takiej pozycji. Bardzo wygodne, bardzo.
O wygląd ulic, chodników, trawników, i kwietników dba tu mnóstwo ludzi. Choć czy mogą się podobać takie pomalowane na biało krawężniki o wszystkie pnie drzew, to kwestia gustu.
Kupić tu można wszystko ;-)
Naprawić pewnie też...
Szewc? Proszę bardzo...
Wizyta na targu przypomina o wiośnie ;-)
targ czynny jest bardzo długo, jeszcze sporo po zapadnięciu zmroku przy blasku świeczek można kupić podstawowe owoce, warzywa czy pieczywo.
Z rana wybrałem się do muzeum archeologicznego, które według przewodnika, było wystarczającym powodem by odwiedzić Termez. Na zdjęciu muzeum i tradycyjnie, zawsze w kadr wchodzący Damas.
W wejściu wiedziała pani i usłyszałem, że choć muzeum czynne to nieczynne. Bo nie ma prądu. A po ciemku nie mogę zwiedzać głównych ekspozycji na piętrze. Nie udało mi się przekonać argumentami typu: mam latarkę ;-), mogłem tylko zobaczyć skromny hol. I jedyne ciekawe co zobaczyłem to była stopa Buddy ;-)
Czysty surrealizm. Dla mnie to najbardziej kolorowe wspomnienie z Termezu. Surrealistyczna stopa Buddy. Aj!!
A koło 16 ruszyliśmy w podróż pociągiem do Taszkientu, co było na tyle ciekawą przygodą, że opowiem o niej w kolejnym odcinku.
Część I - Mojnak, czyli Centrum Niczego
Część II - Ayaz Qala - na pustyni
Część III - Chiwa - Jedwabnym szlakiem I
Część IV - Buchara - Jedwabnym szlakiem II
Część V - Langar
Część VI - Na południe
Część VII - Termez, czyli witamy w Azji
Część VIII - Nocnym pociągiem aż do końca świata
Część IX - Dolina Fergańska
Część X - Samarkanda - Jedwabnym szlakiem III
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz