niedziela, 16 listopada 2014

[latino] Cuzco czyli witamy w krainie Inków

Latino - cz. 4
5-6 września 2014
Cuzco czyli witamy w krainie Inków

W Cuzco na dzień dobry pogoda nie zachwyciła. Zimno, deszczowo i ponuro. Wykorzystujemy ten fakt oraz to, że jesteśmy padnięci i idziemy spać. 


 Po kilku godzinach podnosimy sie z łóżek. Czynimy to powoli i bez nadmiernego wysiłku. Pamietamy, że miasto położone jest na wysokości 3325 metrów npm. Zalecana lekka aklimatyzacja. Miejscowi wychwalają liście koki jako doskonały środek ułatwiający przekonanie się do mniejszej ilości tlenu w powietrzu. Po prawdzie, to zalecają je na wszelkie niedomagania. Zarówno fizycze jak i psychiczne. Na dzień dobry w hotelu dostajemy mate de coca, czyli herbatkę z listkami. Nie smakuje jakoś nadzwyczajnie. Niczym wywar z siana, choć nie wiem skąd te porównania, bo takowego nigdy nie próbowałem.    


Liście sa wszędzie. Można kupić je zasadniczo wszędzie, najczęściej na bazarze. Peruwiańczycy powszechnie je stosują, wkładając kilka listków pod policzek i powoli żują. Wrażenie pobudzające jest tylko lekko odczuwalne. By zwiekszyć te doznania należy podczas konsumpcji dodać trochę wapna.    


W międzyczasie do naszego hotelu przyjeżdża Bartek. On dla odmiany znalazł się w Cuzco podróżując przez Pragę, Madryt i Limę. 
Zrobiło się już późne popołudnie. Wcale nie byliśmy wypoczęci i wyspani, to głód nas wygonił z przytulnego hotelu w poszukiwaniu jakiegoś obiadu. Szybko znaleźliśmy lokal wypełniony miejscowymi i zamówiliśmy nasze pierwsze egzotyczne danie. Egzotyka była mocno naciągana, bo zjedliśmy kotleta drobiowego i duszoną wołowinę. Do tego wielka ilość ryżu. Ciekawostka, jesteśmy w ojczyźnie ziemniaków. Jest ich tu wiele gatuhnków i rodzajów. A w menu króluje ryż , a ziemniaki występuja jako mały dodatek do dania w postaci frytek. Plus oczywiście cerveza, czyli piwo. Sprzedawane tu w litrowych butelkach. Posileni ruszamy się przejść po centrum. bynajmniej zwiedzania nie było w planie. Chcielismy znaleźć targ, sklep i wywiedzieć się o transport do Machu Picchu. Chodząc różnymi dziwnymi zakątkami znajdujemy pomnik prosto ze składnicy złomu. Co za fantazja!


Jest tez i targ. Bartek po chwili zmienił się w tubylca.


Zaś ja mogłem skutecznie straszyć dzieci.


Są dwa sposoby dotarcia do Machu Picchu. Pierwszy, nieprzyzwoicie drogi a zarazem prosty i drugi. taznacznie tańszy ale z fantazją i dość czasochłonny. Ten tańszy - to łącznie 7 godzin z jedną lub dwoma przesiadkami w lokalnych środkach transportu, krętą droga przez góry i wysoką przełęcz Abra Malaga /4350m/ plus 12 kilometrów spaceru przez dżunglę wdłuż rzeki po torach kolejowych. Niestety okazało się, że gdzieś w okolicy Santa Teresa miejscowi protestowali sobie przeciwko czemuś, a stosowali techniki niczym Samoobrona, czyli zablokowali drogę. Nic, że w ten sposób odcinali się od turystów i ewentualnego zarobku, ale jak protest to protest. Pozostała druga alternatywa. Pociąg dla bogatych i leniwych turystów. 112$ w obie strony. 1/8 naszego całego budżetu na miesięczny wyjazd. Co było robic? Bilety do Machu Picchu kupione. Kosztowały swoją drogą majątek, bo jakieś 180zł. Zacisnęliśmy zęby i kupiliśmy. Z żalu poszliśmy na herbatkę, z liścmi koki oczywiście. Jedynym plusem tego zamieszania było to, że mamy jutro pół dnia ekstra na dodatkowe atrakcje. Szybko ustalamy co i jak, za mawiamy na jutro taksówkę, która będzie nas woziła po okolicznych atrakcjach. 
Ciemno już, deszcz nie przestaje padać. zaglądamy do muzeum czekolady. Można sobie obejrzeć jak się robi kakao z ziaren kakaowca. Można przy pomocy obsługi zrobić taką czekoladę samemu. No i można w sklepiku kupić wszelakie artykuły w krórych da się wcisnąć czekoladę. Jak chociażby dezodorant... 


Albo prezerwatywy...

 
Z muzeum można podziwiać nocną panoramę Cuzco.




Na koniec dnia znajdujemy wielki samoobsługowy sklep. Ma on same plusy. Na artykułach są podane ceny. Dzięki temu możemy zorientować ile co kosztuje. Do tej pory wszystkie małe sklepiki, które odwiedzaliśmy, miały ceny umowne po uważaniu. Czyli sprzedawca spoglądając na pytającego oceniał jego zamożność a także znajomość tutejszych realiów i podawał cenę. Łatwo można się domyśleć, że turystom krzyczano ceny z kosmosu. Owszem, można było się targować, ale dobrze znać przy tym realne ceny. 
W dziale z żarciem dla kotów ujrzeliśmy żywą reklamę. Leniwie spoglądającego kota leżącego przy misce ze sprzedawanym jedzeniem. Cudne.    


Wstaliśmy dość wcześnie, bo już około 5 rano. Nie był to jakiś wielki wyczyn, w tym samy czasie w Europie była godzina 13 ;-) Ale dzięki temu mieliśmy czas by wyskoczyć na miasto i zobaczyć co nieco. Był wczesny poranek, ludzi niewiele, deszcz odstąpił od opadu. 
Cuzco w języku keczua znaczy tyle co "pępek świata". Założone w XII wieku było stolicą imperium Inków. Cóż, nazwa zobowiązuje. Rozwijało się prężnie aż do momentu kiedy przybyli Hiszpanie, a było to w pierwszej połowie XVI wieku. Przybyli i podbili. Kilka lat później Inkowie wzniecili powstanie, w wyniku którego miasto zostało doszczętnie spalone. Hiszpanie w tym miejscu wybudowali od podstaw nowe miasto. Do listy nieszczęść dopisać można kilkukrotne trzęsienie ziemi, które każdorazowo obracało Cuzco w ruinę. Obecnie mieszka tu około 250 tysięcy ludzi. Coś tam sie jednak zachowało, stąd miasto wpisane jest na liste światowego dziedzictwa UNESCO. Postanowiliśmy się przespacerować po krętych i pnących się to w górę lub spadających w dół brukowanych uliczkach.


Zaraz na początku natrafiliśmy na piekarnię emitującą tak kuszące zapachy, że nie pozostało nic innego jak zatrzymać się i zjeść pyszne bułki w ramach przedśniadania.


Cuzco położone jest pomiedzy górami. Centrum zlokalizowane jest w w dolinie, a dzielnice pną się ku górze w myśl zasady, że im wyżej tym biedniej. Na samej górze pobudowane są prawdziwe slumsy. Toteż spacerując nie da się  uniknąć takich podejść jak na poniższym zdjęciu.


Nie trzeba ogrodzeń z drutem kolczastym, wystarczy na murze posadzić kaktusy ;-)




Liście koki są nawet na murach...


Schodzimy ku centrum.



I dochodzimy do Plaza de Armas. Jest to główny plac miasta, centrum życia towarzystkiego, turystycznego i kulturalnego. Kiedyś, za czasów Inków, znajdował sie tu pałac królewski. Hiszpanie obrócili wszystko w pył i pobudowali plac i dwa wielkie kościoły. Katedrę, widoczną po lewej i kościól jezuitów.





Na środku placu znajduje się fontanna  i pomnik ostatniego króla Inków Atahualpy.


Wokół niewysokie kamieniczki, z charakterystycznymi drewnianymi podcieniami i balkonami.


Największą budowlą na placu jest katedra. Zbudowana w stylu kolonialnego baroku w połowie XVI wielu przez Hiszpanów na ruinach pałacu królewskiego. Mamy szczeście, zaraz zaczyna się msza święta i wejście jest za darmo. No to idziemy!



W środku zdjęć nie wolno robić. To zresztą reguła w Peru. Trzeba płacić i żadnych zdjęć. Tym razem sie udało z biodra coś ustrzelić.


Wnętrza są ogromne i dość ciemne. W środku doliczyć się można około czterystu obrazów. Złocenia, zdobienia, przepych. Przy jednym z ołtarzy rozpoczyna sie właśnie msza święta.


Ciekawostką jest wiszący tu obraz przestawiajacy Ostatnią Wieczerzę. Został on dopasowany do miejscowych realiów i głównym daniem na stole jest swinka morska. Niektórzy dopatrują się też, że Jezus z apostołami miast winem raczą się miejscowym specjałem alkoholowym, czyli chichą. Chicha wytwarzana jest z kukurydzy a procentami i wyglądem przypomina tanie wino jabłkowe - cydr. 


Wychodzimy z katedry i rozglądamy się jeszcze po placu.


Obok stoi kościół jezuitów z imponujacą fasadą. W XVII wieku Jezuici postanowili wybudować tu kościół, który przyćmi sąsiednia katedrę. Zdążyli postawić i ozdobić fasadę, gdy na wskutek skargi miejscowego biskupa, sam Papież przysłał list zakazujący mnichom epatowanie bogactwem i przepychem. W związku z tym wnętrza są już dość skromne. 



Zbieramy się do hotelu, taksówka już czeka. Ruszamy w kierunku Świętej Doliny i Machu Picchu.

*********************************************************************************
Informacje praktyczne
- taxi z lotniska -  wytargowane 20 soli. Da się oczywiście taniej. Najlepiej wyjść z lotniska i machać przy drodze. Pewnie za 7-10 soli cos się znajdzie.
- hotel Balcon Cusqueno Hostal 9USD/os http://www.balconcusquenohostal.com
- butla z gazem 200g - 16 soli
- danie obiadowe (wielka porcja) - 12-15 soli

cz. 46 - Lima czyli surrealistyczne pożegnanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz