poniedziałek, 24 listopada 2014

[latino] Uros czyli wyspa która umie pływać

Latino - cz. 14
9 września 2014
Uros czyli wyspa która umie pływać.

Wczesnym porankiem odbijamy od brzegu Amantani i wracamy do Puno. Jest czas na radosny wypoczynek.


 A także na pierwsza przepierkę. Wystarczy sznurek i rzucamy wszystko do wody. Uważać trzeba, by nie trzymać prania zbyt długo poza burtą bo wyłowimy same strzępy.


Cztery godziny to jednak sporo, a słońce pieknie nam przygrzewa.


Zbliżamy się do Puno. Już w zatoce, jakies 10 kilometrów od miasta wyrasta przed nami cały archipelag niewielkich wysp. To wyspy Uros, niewątpliwa i wątpliwa atrakcja jeziora Titicaca. Zbudowane z wysuszonej trzciny, od wieku są miejscem gdzie żyją indianie z plemion Uro. Osiedlili sie tu przed stuleciami, chroniąc sie przed Inkami a później Hiszpanami. Przez wieki tworzyli zamkniętą kulturę odporną na wpływy z zewnątrz. To już przeszłość. Obecnie mieszka tu jakieś 400 osób, kórych główna formą zarobkowania jest turysta. Jadąc tu wiedzieliśmy czego się spodziewać. Mijamy pierwszą wysepkę. Wygląda to z daleka naprawde ciekawie. Wszystko zbudowane z trzciny. Wyspa, domy, łodki, sprzęty domowe.





Przy kolejnej już stajemy. Witają nas ubrane w tradycyjne, kolorowe stroje. Zapraszają na "stały ląd".


Nasza wyspa jest malutka, ma może 20x20 metrów. Po zejściu ze statku ląd okazuje się trochę pływający. Nogi zapadają sie w trzcinie, ma sie wrażenie jakby chodziło sie po wielkim łózku wodnym. Program krótkiego zwiedzania jest zapewne stały. Zaczyna sie od prelekcji na temat wyspy. 


Wspominałem już, że zbudowane sa z wysuszonej trzciny. nazywa się ona totora. Nie ma problemów z pozyskiwaniem tego budulca, porasta ona bowiem cała okolicę. I szybko odrasta. Dolną warstwę, czyli fundament stanowi wycięty w sześcian kawał torfu z ukorzenioną trzciną. Te kawałki wiąże się ze sobą. Na to układane sa kolejne warstwy z wyszuszonej trzciny. Co dwa tygodnie trzeba układać nową, bo z dołu stara trzcina zdążyła juz zgnić. Cała konstrukcja ma grubość 3-4 metry. Taka wyspę, by nie odpłynęła, należało przystwierdzić do dna, czy to za pomoca specjalnych palików czy kamieni, które robiły za kotwicę. Kiedy już wyspa była gotowa, a budowa takiej trwala około roku, mozna było przystąpić do jej urządzenia. Chatki budowano, jakże inaczej, z tej samej trzciny. Łódki podobnie. Mieszkańcy żywili się złowionymi w jeziorze rybami, a także trzciną, bo jej dolna cześć jest jadalna. Aby zdobyc inne potrzebne rzeczy sprzedawali w Puno ryby badż wszelakie rękodzieło z .... , co za niespodzianka, z trzciny.  


Lud Uros na te tereny przywędrował z okolic dorzecza Amazonki. Osiedlili sie nad brzegiem jeziora i korzystając z mnogości pożywienia ( ryby i zwierzęta ) wiedli spokojny żywot. Od początku wykazywali inne podejście do życia niż zamieszkujący po sąsiedzku Inkowie czy Ajmarzy. W XVI wieku pewien Hiszpan tak opisał Uros: „Biedni ludzie mieszkający na półwyspie Chucuito, którzy nie lubią pracować. Żyją na brzegu jeziora prawie nadzy z powodu braku pieniędzy, żywiąc się łodygami totora. Kiedy potrzeba zmusza ich do pracy, wychodzą na pola pomagać Ajmarom w wypasaniu zwierząt i rolnictwie, by zarobić na trochę jedzenia i ubranie. Po czym szybko udają się nad brzeg swego jeziora”. Problem pojawił się dopiero jak nadeszli Hiszpanie i zażadali opłacania podatków. Urosi nie mieli z czego płacić, zostali więc wysłani do kopalni srebra w Potosi. Wrócił co dziesiąty i wraz z tymi co jeszcze uchowali się nad brzegiem jeziora postanowili uciec na wodę. Wtedy to pojawiły sie pływające wyspy. Oczywiscie nie uchroniło to przed dalszą wywózką do Potosi, ale społeczność na wyspie miała większe szanse przeżyć i zachować swoja kulturę.



Rozglądamy się dookoła.


Trzcinowe łódki robia wrażenie.




Ostatnim punktem programu jest oczywiście możliwość kupna drobnych pamiątek, wykonanych na wyspie.


Odpływamy kierując sie w strone lądu.


Mijamy po drodze rybaków, którzy w tym miejscu zasadzili sie na połów.




Docieramy do właściwego archipelagu Uros. To wygląda już na prawdziwe miasteczko.






Kultura wysp Uros powoli zanika. Trzydzieści lat temu mieszkało tu ich około tysiąca na 69 wyspach. Dziś jest ich zaledwie około 400 na 39 wyspach. Mieszkają tu, żyją z połowu ryb, polują na ptaki. I starają sie zarabiać na turystach, którzy odkryli to miejsce kilkanaście lat temu. Ich kultura powoli umiera wraz z nimi. Nikt juz nie mówi w języku uro, teraz raczej keczua czy hiszpański, czyli w językach ich prześladowców. Powoli mieszają się z ludnością ze stałego lądu. Ostatnia indianka pełnej krwi rodu uros zmarła w 1959 roku. 
Trudno winić ich o to, że chca żyć wygodniej. Że na lądzie łatwiej. 

Za chwilę dopływamy do Puno.


Czy zatem warto tu przyjeżdżac?
Jeśli ktos sie nastawia na poznanie prawdziwej, nieskażonej cywilizacją kultury i poczuć sie jak przed wiekami to raczej wyjedzie stąd zawiedziony. Trudno przeciez w tych czasach oczekiwać, że ludzie będą żyć tak jak ich przodkowie 500 lat temu. Cywilizacja jest o krok, 10 kilometrów stąd w Puno. Nie dziwi więc, że chcą żyć wygodniej i lepiej jak ich bliscy sasiedzi. To cena postępu. W Polsce przed wojną zdecydowana większość domów nie miała łazienki i toalety. A do miasta jeździło się furmanką. Trudno wymagać od innych tego czemu sami ulegamy. 
Ja odebrałem to miejsce jako zywy skansen. Bez żadnych wielkich oczekiwań. Bo nawet jak się zdejmie tą maskę sztuczności stworzonej dla turystów to dalej jest to ciekawe miejsce. Pięknie położone, z niespotykanym indziej sposobem mieszkania na jeziorze. Z niesamowicie wygladającymi łódkami upleconymi w całości z trzciny. A może ta sztuczność potrzebna jest mieszkańcom by utrzymać swoj mały prywatny swiat dla siebie? 
Warto przyjechać, poznać i wyrobić sobie samemu opinie. Polubić lub wzruszyć ramionami.
Warto, bo za kolejne 30 lat to tu nikt nie będzie mieszkał, tylko na wyspie będzie urzędować wynajeta "rodzina" pracująca w godzinach 8-16 po pracy wracająca do swojego domu w Puno. A wyspy już nie beda pływać na wielkich blokach ukorzenionej trzciny tylko zostaną zbudowane tańszym i szybszym przemysłowym sposobem. A całość zasłoni się tylko trzciną by wyglądało jak dawniej. Te wyspy potrafią pływać choć powoli toną i możliwe jest, że za kilkanaście lat znajdą się pod wodą.


Spis treści:
cz. 46 - Lima czyli surrealistyczne pożegnanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz