Dzień 34. Issyl-kul.
Dojechaliśmy do Karakol. Wpierw wizyta na bazarze. Najciekawsza częśc mięsna ;-)
Na poczcie wysłałem wszystkie kartki. Panie na poczcie potrafiły zirytować i zadziwić. Wchodzę, proszę o znaczki, kobieta po kirgisku przez dwie minuty mi tłumaczy, że jest przerwa obiadowa. Faktycznie, siedzą przy biurkach w głównej sali i jedzą. Więcej czasu zajęło pani wytłumaczenie, że jest przerwa niż jakby mi sprzedała te znaczki. Po jakimś czasie ktoś sie ulitował i sprzedał. Co za kraj... ;-) Jedziemy na granicę KIR-KAZ mając po drodze i takie widoki.
Czeka nas 600 kilometrów jazdy przez Biszkek zamiast niecałych 100km do Kanionu Szaryńskiego, który jest naszym kolejnym celem. Jedziemy północną stroną Issyk-Kul. Stajemy po drodze w Cholpon Ata by zobaczyć w końcu jakieś petroglify. Udało się znaleźć, jakoś bez szaleństw. Mnie nie zachwyciło.
Nocleg nad jeziorem w towarzystwie samotnego nowozelanczyka, podróżującego 3 miesiące swoim land roverem.
Spis treści:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz