piątek, 1 listopada 2013

[azja środkowa] Dzień 34. Issyk-kul.

11 września 2012.
Dzień 34. Issyl-kul.

Dojechaliśmy do Karakol. Wpierw wizyta na bazarze. Najciekawsza częśc mięsna ;-)



Na poczcie wysłałem wszystkie kartki. Panie na poczcie potrafiły zirytować i zadziwić. Wchodzę, proszę o znaczki, kobieta po kirgisku przez dwie minuty mi tłumaczy, że jest przerwa obiadowa. Faktycznie, siedzą przy biurkach w głównej sali i jedzą. Więcej czasu zajęło pani wytłumaczenie, że jest przerwa niż jakby mi sprzedała te znaczki. Po jakimś czasie ktoś sie ulitował i sprzedał. Co za kraj... ;-) Jedziemy na granicę KIR-KAZ mając po drodze i takie widoki.


Na przejściu niespodzianka. Nieczynne. Od dwóch lat na dodatek. No to pięknie. Pogranicznik kirgiski tłumaczy, że nieczyne, bo Kazachopwie się boją Kirgizów. A on tu siedzi i pilnuje, by przejścia nie rozkradli. Wokół typowa granica przyjaźni. Zasieki, pas zaoranej ziemi. Ciekawe, czy Kazachowie się tak samo tłumaczą z drugiej strony. Wracamy.


Czeka nas 600 kilometrów jazdy przez Biszkek zamiast niecałych 100km do Kanionu Szaryńskiego, który jest naszym kolejnym celem. Jedziemy północną stroną Issyk-Kul. Stajemy po drodze w Cholpon Ata by zobaczyć w końcu jakieś petroglify. Udało się znaleźć, jakoś bez szaleństw. Mnie nie zachwyciło. 










Nocleg nad  jeziorem w towarzystwie samotnego nowozelanczyka, podróżującego 3 miesiące swoim land roverem.

Spis treści:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz