21 sierpnia 2012.
Dzień 13. Uzbekistan. Samarkanda
Jesteśmy w Samarkandzie, największej perle Jedwabnego Szlaku w Azji Środkowej. Późny wieczów. Śpimy tam, gdzie byłem rok temu, czyli w hotelu Bahodir. Tanio, bo 7,5$ i dwieście metrów do Registanu. Zamiast spać, idziemy na nocny spacerek.
Registan, czyli jedyne takie miejsce w Azji. Plac i trzy ogromne, ustawione naprzeciw siebie medresy.
Napotykamy się na huczną procesję świetującą koniec ramadanu.
Rankiem, jeszcze przed wschodem słońca kolejny raz podchodzimy na Registan.
W witrynie zakładu fotograficznego same skarby
Podchodzimy pod mauzoleum Timura, czyli Gud-A-Mir. W przewodniku LP w rodziale poświęconym Samarkandzie pada pytanie: "Gdzie jest to stare miasto?" Faktycznie. COś tu nie gra. Okolice Registanu to szerokie ulice, deptaki, tereny zielone. A przecież tu powinno być staromiejska zabudowa. Wszystko się szybko wyjaśnia. Otóż przy renowacji centrum Samarkandy ot tak wyburzono hektary starej zabudowy, a resztę miasta, z tą prawdziwą, starą zabudową zasłonięto i oddzielono wysokim murem. Smutne to.
Samo mauzoleum pierwszorzędne. Kolorystyka, detale, wzornictwo.
Idziemy w stronę bazaru, po drodze kolejny raz Registan.
Na bazarze można oglądać, próbować, kupować do woli. Kupujemy kiszone warzywa, dość pikantne. Przekupki wesołe, chętne do rozmowy i zdjęć. Ceny wyższe niż w Bucharze i Chiwie, która ja się okazuje była najtańsza.
Szeroli wybór czapek
i sukien ślubnych.
CI chłopcy bardzo prosili by im zrobić zdjęcie. Pozowali przy tym śmiertelnie poważnie ;-)
Obok bazaru wielki meczet Bibi-Khanym
I jeszcze jeden meczet - Hazrat-Hizr
Na miesjcu można sobie zamówić od ręki pamiątkę.
Droga wiedzie nas ku stolicy.
Jesteśmy w Samarkandzie, największej perle Jedwabnego Szlaku w Azji Środkowej. Późny wieczów. Śpimy tam, gdzie byłem rok temu, czyli w hotelu Bahodir. Tanio, bo 7,5$ i dwieście metrów do Registanu. Zamiast spać, idziemy na nocny spacerek.
Registan, czyli jedyne takie miejsce w Azji. Plac i trzy ogromne, ustawione naprzeciw siebie medresy.
Napotykamy się na huczną procesję świetującą koniec ramadanu.
Rankiem, jeszcze przed wschodem słońca kolejny raz podchodzimy na Registan.
Za każym razem widzę tu co innego ;-)
W witrynie zakładu fotograficznego same skarby
Podchodzimy pod mauzoleum Timura, czyli Gud-A-Mir. W przewodniku LP w rodziale poświęconym Samarkandzie pada pytanie: "Gdzie jest to stare miasto?" Faktycznie. COś tu nie gra. Okolice Registanu to szerokie ulice, deptaki, tereny zielone. A przecież tu powinno być staromiejska zabudowa. Wszystko się szybko wyjaśnia. Otóż przy renowacji centrum Samarkandy ot tak wyburzono hektary starej zabudowy, a resztę miasta, z tą prawdziwą, starą zabudową zasłonięto i oddzielono wysokim murem. Smutne to.
Samo mauzoleum pierwszorzędne. Kolorystyka, detale, wzornictwo.
Idziemy w stronę bazaru, po drodze kolejny raz Registan.
Na bazarze można oglądać, próbować, kupować do woli. Kupujemy kiszone warzywa, dość pikantne. Przekupki wesołe, chętne do rozmowy i zdjęć. Ceny wyższe niż w Bucharze i Chiwie, która ja się okazuje była najtańsza.
Szeroli wybór czapek
i sukien ślubnych.
CI chłopcy bardzo prosili by im zrobić zdjęcie. Pozowali przy tym śmiertelnie poważnie ;-)
Obok bazaru wielki meczet Bibi-Khanym
I jeszcze jeden meczet - Hazrat-Hizr
Tadek z samochodem jeździ po serwisach. Niestety, choć zajmuje mu to prawie cały dzień, nic nie załatwia. Trzeba nam jechać do Taszkientu i szukać serwisu fabrycznego. My w tym czasie jesteśmy na bazarze i odwiedzamy Shah-I-Zinda. To miejsce w których pochowano wielu światłych mieszkańców Samarkandy, najczęściej członków rodziny panującej. Udaje się nam wejść od strony cmentarza, wiec oszczędzamy na obiad. Rok temu byłem tu wczesnym rankiem i najbardziej podobała mi się cisza, spokój i możłiwośc wyciszenia. Tym razem ludzi sporo, przed wszystkim miejscowych. Ale miejsce wciąż zachwyca. Wszędzie kopuły i turkusy.
Na miesjcu można sobie zamówić od ręki pamiątkę.
Wyjeżdzamy z miasta. Jeszcze w Samarkandzie znajdujemy stację z paliwem. Po 3000 sum, ale jest! Nam jest łatwiej, bo taki Niemiec podjedzie, zapyta o paliwo i słysząc tradycyjną odpowiedź “nie ma”, odjedzie bez słowa. A my zagadujemy, że może jednak coś się znajdzie, może lepiej poszukać... I tak między słowami dowiadujemy się czy jest, czy jednak faktycznie nie ma. Po drodze w razi epotrzeby można kupić sobie chociażby olej.
Droga wiedzie nas ku stolicy.
Na nocleg zatrzymujemy się nad Syr-Darią, około 75 km od Taszkientu. Ilości meszek i komarów budzi grozę. Nie sposób było jeść z włączoną latarką na głowie. Na szczęscie moskitiera w namiocie dała radę.
Spis treści:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz