Dzień 11. Uzbekistan. Buchara - góry Hissar
Nasz dom w Bucharze prezentował się całkiem stylowo. Zarówno z zewnątrz
Jak i wewnątrz. Zachwycały zdobienia ścian pokoju gościnnego w którym spaliśmy.
Rankiem jeszcze jedna wizyta na placu Kalon.
W tle XVI wieczny meczet Kalon, mieszczący w środku nawet 10000 wiernych.
A tak wygląda jego dziedziniec
Poszedłem sobie w uliczki starego miasta
Spotkane dziewczynki domagały się zdjęcia ;-)
Kopuły, minarety, turkusy i błękity.
Komu figę, komu?
Szaleństwo szafranu
Jedziemy w stronę gór Hissar. W mieście Karsha zatrzymujemy się na obiad. Znajdujemy bazar i wspaniałe szaszłyki z barana. Plus zimne piwo. Morale wzrasta
Jesteśmy już na południu, wśród Tadżyków. Turyści tu się rzadko zapuszczają, toteż wzbudzamy spore zainteresowanie. Opowiadamy skąd jesteśmy, co robimy w Polsce, dokąd jedziemy. Każda rozmowa, po kilku słowach powitania musi zawierać zapytanie: “Kak u was?” Odpowiedz zawsze ta sama: “Normalno”. I to nieważne czy my pytamy czy odpowiadamy.
Bazar w Karsha też fajny
Mijamy Ghuzar.
Wjeżdżamy w boczną drogę. Dokładnej mapy nie mamy. Może się nie pogubimy. Mijamy jezioro.
Jedziemy szutrowymi drogami przez łagodne grzbiety.
Słońce zachodzi.
Na przełęczy jest jakaś wioska. Widzimy pierwsze jurty.
Niedaleko widać stadion. Nawet kibice przyszli ;-)
Pytamy się gospodarza, czy nie ma nic przeciwko jak się tu zatrzymamy. Nie ma. Zapraszamy go na herbatę. Patrzy się na kubek z lekkim zdziwieniem. Pierwszy raz widzi herbatę w torebkach. Są jeszcze szczęśliwi ludzie na tym świecie. Gospodarz przedstawia się jako Żorż. Ma dziesięcioro dzieci i 30 wnuków. Jak na razie. Wieczór mija na oglądaniu krajobrazów, rozmowie i odpoczynku.
Spis treści:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz