Dzień 21. Tadżykistan. Pamir Highway.
Rano przy śniadaniu wypytujemy się o możliwość objechania posterunku. Da się, choć z naszymi mapami i z ogólnymi radami gospodarza będzie ciężko. Żegnamy się i ruszamy.
Zaraz za wioską pierwszy czołg. To pamiątka po wojnie domowej z lat 1992-97. Wschodu z Zachodem. Czyli klanów z Duszanbe i Qulabu z klanami z Badachszanu. Oczywiście chodzilo o władzę i pieniądze. Jak zawsze i wszędzie. Tu głównym zarobkiem jest tranzyt narkotyków z Afganistanu do Kirgistanu. Ten podział pozostał do dziś. O czym świadczy obecnie zamknięcie Badachszanu. MIesiąc temu w niewyjaśnionych okolicznościach został zabity bliski współpracownik prezydenta, ważny genreał KGB. No i się zaczęło. Skutek taki, że nasze szanse na wjazd w Pamir są dość marne. Ale próbujemy.
Góry piękne choć za drutami ;-)
Trochę błądzimy po wąskich gruntowych drogach.
"Zdobywamy" przełęcz 2980m. Było ciężko, Auto się nieco zagotowało, trzeba było iśc pieszo.
Na przełęczy okazało się, że nasz wjazd to nic specjalnego, gdy zobaczyliśmy starą ładę. Ech... To dopiero wyczyn, bo droga nie dość, że stroma to i bardzo nierówna.
Mijamy kilka wiosek. Dopytujemy się o nasz cel.
Dojeżdżamy do Pamir Highway kilka kilometrów przed przełęczą Kharo-i-Bot /3456m/.
Na przełęczy kolejny post, ale udało się przejechać, bo wojskowi zajęci byli jakimiś ciężarówkami. Piękne widoki za przełęczą, my zaś jesteśmy bardzo podbudowani, że tak nam dobrze idzie omijanie posterunków. Zjeżdzamy Pamir Highway w dół.
Na kolejnym, na nasz widok żołnierze wyglądają na bardzo zdziwionych. Tłumaczymy im, że na poprzednich nas puszczono to i oni powinni nas puścić. Udaje się. Zjeżdżamy do Khala-i-Kum. W tym miejscu spotykamy rzekę Piandż, a po jej drugiej stronie Afganistan. Miejscowi mówią, że kolejny post jest dopiero w Wanchu, a więc jest spora szansa, że dojedziemy tam i bedziemy mogli zaliczyć, piękną ponoć, dolinę Wanchu. Rozglądamy się za obiadem..Jadlodalnia zamknięta, ale zapytany o aszkanę (czyli knajpę) właściciel sklepu z mydłem i powidłem zaprasza nas do siebie. Wystawia stół, krzesła, przynosi herbatę. Woła jakąś kobietę, mówi, że może nam podać płow. Wielka porcja, jak się okazało. Do tego ogórki, lepioszka. Całośc za 10 somoni, czyli 6,6zł. Jestem pod wrażeniem elastyczności naszego sprzedawcy. Ale tak się zarabia pieniądze. Trzeba tylko widzieć co klient chce ;-)
Dziadek zaprasza nas do siebie od domu na noc, zapewniając, że będziemy tam goścmi - czyli od tej pory już nie będziemy za nic płacić. Grzecznie, choć z żalem odmawiamy. Dopiero wczesne popołudnie i jeszcze przed nami kilka godzin jazdy. Jedziemy. Pod nami Piandż, za nim Afganistan. Jakś tak sielsko.
Zaraz za miastem niemiła niespodzianka. Post milicyjny z jakimś ważnym tajniakiem. Dalej nie pojedziemy. Wracamy do miasta. Jeszcze usiłujemy załatwić coś z miejscowym KGB, ale nic z tego. Żadnych szans.
Na szczęście nie musimy wracać tą sama drogą. Jedziemy w dół rzeki Piandż. Po drugiej stronie Afganistan. Ludzie chodzą, kąpią się, ot normalne życie. A mi towarzyszy uczucie jakbym jako mieszkaniec Berlina Zachodniego podglądał życie po drugiej stronie muru.
Rzeka z łoskotem i pianą płynie w dół.
Udaje się wychwycić piekną scenę. Obie panie karmią dzieci piersią podczas jazdy na osiołku. A z tyłu idzie Józef ;-)
Po stronie tadżyckiej też ciekawie.
Rozbijamy się na nocleg nad rzeką. Obok nas dwie bardzo nieśmiałe dziewczynki sprzedają winogrona.
Ale po 10 minutach starsza dziewczynka przestała się wstydzić i już chętnie zapozowała do zdjęcia ;-)
Rozkładamy się do spania. Po drugiej stronie światła afgańskiej wioski, w górze księżyc a obok głośny Piandż. I już prawie spałem, gdy zostaliśmy znalezieni przez tadżycki patrol. Poprosili byśmy na nocleg udali sie do pobliskiej wsi, ledwie 5 km stąd. Cóż...szkoda. A wiosce, jako, że już ciemno (ok 22:30)... tradycyjnie. Podwórko, prosimy o mozliwosc przespania sie. Spimy na karimatach na zewnątrz.
Spis treści:
Świetne. Kobiety z dziećmi na osiołkach wypas... :) A DSC06553.jpg - jakby gdzieś zza gór wyszedł skalny potwór.
OdpowiedzUsuńDzięki za pomoc. Mam nadzieję, że sam to wszystko wkrótce zobaczę :]