Dzień 4. Rosja/Kazachstan
Poranek zaczyna się mocnym akcentem. Na chwilę przed wjazdem na drogę zaczyna odpadać nam koło. Szczęście, że jechaliśmy szutrówką, więc dość wolno. Wychodzimy z auta. Oglądamy.
Na szczęście daje się wkręcić zapas. Emocje się lekko wyciszają. Jedziemy!
Jedziemy wzdłuż kanału Don-Wołga, nazwanego, a jakże by inaczej, imieniem Lenina.
Napotykamy całkiem sympatyczne stoisko z wszelakimi świeżymi warzywami i owocami.
Mijamy Wołgograd. A dalej droga prowadzi cały czas wzdłuż Wołgi, którą czasami widać z samochodu. W Rosji wsie bolszyje. Wołga też.
Jak morze...
Sianokosy też tu urządza się z rozmachem
Za oknem kolejne wioski, z niebanalnymi widokami na stojące granaty ;-)
Na stare, zniszczone cerkwie pamiętające czasy cara
Kolejne stoiska, głód nam nie grozi.
Cmentarze
Dojeżdżamy do Astrachania. Nie w głowie nam szukanie kawioru, szampan w sklepie jest. Architektura przedmieścia urzeka.
Do granicy już niedaleko. Po drodze, w miejscowości Krasny Jar, most pontonowy. Płatny!
Kolejna granica. Kolejna granica znów zadziwia. Jedna godzina. Udaje mi się skorumpować celnika rosyjskiego kwotą 85 groszy. Wspomniał tak nieśmiało o swoim hobby, że zbiera monety z różnych krajów. Ależ proszę bardzo. ;-)
Po drugiej stronie lekki bałagan. Jedno czynne okienko a ruch w obie strony. Kazachstan to już wolny rynek. Babuszki stoją z plikami banknotów i chętnie wymienią nasze dolary. Paliwo za niecałe 2 złote. Można tankować do woli… Zaraz za granicą auto zaczyna stawiać opór, musimy stanąć na nocleg. Obok rzeczki z wielką masą komarów i niespotykaną wilgotnością. Rosa, a wręcz woda osiadała na wszystkim.
Spis treści:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz