poniedziałek, 16 września 2013

[azja środkowa] Dzień 10. Uzbekistan. Buchara.


18 sierpnia 2012
Dzień 10. Uzbekistan. Buchara

Rano jesteśmy w Bucharze. Zaczyna wychodzić z nas zmęczenie ciągłą jazdą. To już 10 dzień i prawie 4500 km za nami. Zostaniemy tu do jutra. Odpuszczamy sobie dziś intensywne zwiedzanie. Będziemy odpoczywać. Z nieba leje się ukrop. Nawet miejscowi mówią, że jest "żarka". Znajdujemy stary, ponad 150 letni dom w centrum, 100 metrów od placu Lyabi Hauz. Za 5 dolarów od osoby. Gospodarz domu jest Rosjaninem. W czasach młodości był lekkoatletą. Specjalność - bieg na 100m, rekord 10,4s. Wspomniał też, że był w Warszawie na zawodach lekkoatletycznych.  Potem został trenerem, a na koniec wyniósł się do Buchary.

Buchara, kolejne miasto z wielką historią, siedziba chana, miejsce znane z największych bazarów w Azji Środkowej. Najważniejszym miejscem dla mieszkańców jest niewątpliwie plac Lyabi-Hauz. Na środku znajduje się basen z wodą, niegdyś jeden z dwustu w mieście, służący do zaopatrywania mieszkańców w wodę. Dziś wokół niego w parku pod drzewami, w kawiarnianych ogródkach gromadzą się wieczorem mieszkańcy Buchary. Siedzą, rozmawiają, piją herbatę, graja w szachy.



W dzień młodzież w ramach zabawy skacze z uschniętego, 600 letniego platana wprost do basenu. Niektórzy z wysoka i z przeróżnymi saltami.



Są też amatorzy wędkowania ;-)


Siedząc tak można przyjrzeć się pięknym Buchariankom, jak widać nie tylko ja się patrzę ;-)



Czas mija na przeczekiwaniu upału w klimatyzowanej kafejce internetowej przy placu. W końcu robi się chłodniej, słońce już bliżej horyzontu, można zrobić kilka zdjęć w okolicy dawnych bazarów. Dziś to już tylko centra sprzedaży pamiątek turystom. Trochę szkoda, na szczęście taki prawdziwy bazar w Bucharze istnieje. Dwa kilometry dalej. My jedna k spacerujemy po tym "turystycznym". Można ugasić pragnienie z automatycznego saturatora. Jest pewien problem. Jest na monety. A o nie w Uzbekistanie ciężko. Inflacja....


Zauważam stoisko z pieczątkami do chleba. Miejscowy chleb przypomina płaski placek. W każdym regionie różni się kształtem, posiadaniem dziurki w środku etc. No i najważniejsze - wzorek odciskany widoczną poniżej pieczątką. Taki swego rodzaju podpis piekarza. Aha, nie wiem jak to możliwe, ale przy kupnie taki chleb zawsze był świeży. No i pyszny. Ale to chyba oczywiste.


 Kuchnia uzbecka, jak widać na poniższym zdjęciu jest bardzo przyjazna wegetarianom ;-) Szaszłyki, lagman, somsy, kurczak, zupa szorba, płow. Swoją drogą nie spotkałem jeszcze tak mięsnej i ciężkiej kuchni. Ale jedzenie pyszne!


Na bazarze można kupić pamiątki po Imperium.


Jak widać, bez macbooka nie da się sprzedać dywanów i obrazów ;-)


Jest w czym wybierać.



Najciekawszym miejscem w Bucharze jest plac położony pomiędzy Meczetem Kalon i medresą Mir-I-Arab, gdzie stoi symbol miasta - minaret Kalon. Wysoki na 47 metrów, zbudowany w 1127 roku. Przetrwał Dżingis-Chana, który miał w swoim zwyczaju równanie z ziemią wszystkiego co zdobył. Minaret ten go jednak urzekł - w swoim czasie był najwyższy w Azji Środkowej - i odstąpił od zburzenia. Przetrwał też liczne trzęsienia ziemi, ułożony jest na warstwach z trzciny, co ma zabezpieczać przed wstrząsami. No i przetrwał ostrzał rosyjskiej artylerii w 1920 roku - choć został trafiony w kilku miejscach.
















Kilkaset metrów dalej, znajduje się Ark, dawna siedziba bucharskich chanów. Z wielkiej budowli zostały właściwie tylko mury, gdyż w 1920 roku Rosjanie rezydencję chana zrównali z ziemią. 
Plac przed Ark był świadkiem egzekucji dwóch Anglików w 1842 roku. Wiek XIX był obszarem tzw. Wielkiej Gry pomiędzy Rosją a Zjednoczonym Królestwem o wpływy w Azji Środkowej. W 1838 roku pułkownik Charles Stoddart przybył z misją dyplomatyczną do chana Buchary. Chciał zawrzeć sojusz przeciwko Rosji, która od pewnego czasu interesowała się Azją Środkową. Niestety nie znając miejscowych zwyczajów wielokrotnie obraził majestat chana i ten wtrącił go do najgorszego z więzień, od dołu z robactwem. Po kilku miesiącach, gdy zszedł do niego strażnik, okazało się, że pułkownik żyje. Korzysta on z propozycji złagodzenia warunków więziennych w zamian za przejście na przejście na islam. Rząd Anglii nie wysłał ratunku z uwagi na nieformalność misji pułkownika. Kilka lat później, w roku 1841 roku w Azji Środkowej pojawia się Arthur Conolly, który przybywa tu by doprowadzić do zjednoczenia Azji Śrokowej pod protektoratem brytyjskim. Chce też uwolnić przetrzymywanego Stoddarta. Trafia do Buchary, przekonuje chana, że ma poparcie Królowej, wysyłając do Londynu list z propozycjami. Kiedy odpowiedź nie nadchodzi, chan wpada w wściekłość, wtrąca obu Anglików do więzienia i 17 czerwca 1842 roku zostają oni wyprowadzeni na plac przez Ark. Przy ogólnej wrzawie mieszkańców kat ścina im głowy.




Wracały w pobliże placu. Błądząc po uliczkach widzę uchylone drzwi, a w środku... najprawdziwsza synagoga! Żydzi, jedyna pamiątka po całkiem licznej diasporze mieszkającej w Bucharze przez wieki.


Z boku placu Lyabi-Hauz stoi pomnik legendarnego filozofa Hodży Nasruddina.


Medresy przy placu pełne uroku


   

Kupić, nie kupić... popatrzeć można.



Na kolację pilaw, czyli smażony na oleju ryż z kawałkami baraniny i warzyw. Z dodatkiem sadzonego jajka. Wieczorem plac Lyab Houz zapełnia się. Tłumnie schodzą się tu mieszkańcy, siedzą wokół basenu, który w nocy oświetlony jest niczym dyskoteka migającymi kolorowymi światłami. Oblegany jest pomnik Hodży Nasruddina siedzącego na koniu, co chwila jakiś dzieciak się na niego wspina, co chwila Uzbecy przy nim robią sobie zdjęcie.





Dobra, tyle na dziś. Czas spać.

Spis treści:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz