Hanumil (3450m ) - Padum (3500m)
Plan za dziś prosty. Idziemy do wioski Zangla, gdzie albo śpimy albo łapiemy transport do Padum.
Rano jeszcze cieszymy się sklepem, w którym oczywiście niby nic nie ma, ale to nieistotne.
Idziemy cały czas w górę Zanskaru. Czyli w zasadzie po płaskim. Przy brzegach kwitnące różowym kwieciem krzewy. piasek. No bajka.
Po dwóch godzinach dochodzimy do wioski Pidmo.
Sceneria jak z dawnych westernów. Miasteczko puste, żadnej zieleni.
Ale jest sklep!
I uśmiechnięta sklepowa ;-)
Za wioską kierujemy się na most.
Za mostem już cywilizacja. Droga, która mogą już jeździć auta. Upał wręcz niewyobrażalny. Jesteśmy na 3,5 tys. metrów a w słońcu temperatura dochodzi do 50 stopni. Mierzone w słońcu, ale cienia żadnego jak okiem sięgnąć.
W oddali już widać koniec treku - osada Zangla. Każdy idzie swoim tempem, siłując się z temperaturą.
W końcu dochodzimy. Przez dobra godzinę usiłujemy się pozbierać. Sklepu nie ma. Idziemy do klasztoru. Posiedzimy w cieniu, odpoczniemy, noże jakaś herbatka...
Nad Zangla góruje pamiętający czasy świetności pałac. A raczej jego pozostałości. Nie mamy sił i motywacji by go obejrzeć. Z ciekawostek, to w wiosce rządzi szanowany w okolicy najprawdziwszy król.
A dodatkowo znajdujący się ponad osadą klasztor jest użytkowany przez mniszki. Które jak się chwilę później okazało bardzo dobrze przyrządzają herbatę. I nie da się pomnieć naturalnie klimatyzowanego pomieszczenia w którym nas umieszczono w ramach gościny. Rewanżujemy się oczywiście datkiem na cele klasztoru.
Nabraliśmy nieco sił, czas ruszać szukać transportu do Padum.
Przeszliśmy przez cała wioskę, dziś nic nie bedzie jechać, a po obejściach nie widać auta które mogłoby nas do Padum zawieźć.
Wspomniany wcześniej pałac z dołu całkiem ładnie widoczny.
Za Zangla, w miejscu gdzie dochodzi droga siadamy i zastanawiamy się co dalej. Od tego zastanawiania odrywa nas widok sporego auta, które jedzie, jedzie i staje przy domu obok. Pięć minut negocjacji i jedziemy do Padum! Co prawda trochę przepłaciliśmy, ale warto było.
Większość upakowała się do środka, tylko ja z Mateuszem siedzimy na pace na bagażach.
Jest widokowo i chłodzi nas wiaterek. Cudnie.
Mateusz wygląda na zadowolonego.
Z samochodu podziwiamy położony oczywiście na górze ( bo jakże inaczej! ) klasztor Tongde.
A przed nami wyłania się główny grzbiet Himalajów.
I mijamy tablicę z chyba najlepszym hasłem - ostrzeżeniem dla kierowców.
Wysokie góry są na wyciągnięcie ręki.
Dojechaliśmy do Padum. Cywilizacja: hotel, sklep, restauracja, internet, telefon ;-) Tzn.: hotel to był lekko obskurny pokój składąjcy się tylko z łóżek, woda w łazience wprost z lodowca, sklepy w zasadzi ez podobnym asortymentem co te po drodze, internet nie działał, telefon także. I tylko w kwestii kulinarnej nic nie można było narzekać. Momosy, pakody, soki, zupy, somosy i inne wynalazki kuchni indyjskiej... mmmm... ;-)
Załatwiliśmy transport na dzień jutrzejszy. No to spać.
Dzień 1. Warszawa - Leh
Dzień 2. Leh - Hemis - Thiksey - Leh
Dzień 3. Leh - Khardung La - Diskit - Turtuk
Dzień 4. Turtuk - Hunder - Diskit - Panamik
Dzień 5. Panamik - Pangong Tso
Dzień 6 Pangong Tso - Leh
Dzień 7 Leh - Lamayuru
Dzień 8 Lamayuru
Dzień 9 Lamayuru - Wanla
Dzień 10 Wanla - Hanupatta
Dzień 11 Hanupatta - Photaksar
Dzień 12 Photaksar - Senggi La BC
Dzień 13 Senggi La BC - Gongma
Dzień 14 Gongma - Hanuma La BC
Dzień 15. Hanuma La - Omang
Dzień 16. Omang - Hanumil
Dzień 17. Hanumil - Padum
Dzień 18. Padum - Parkachik
Dzień 19. Parkachik - Kargil
Dzień 22. Leh - Karzok
Dzień 23. Karzok - 5200m
Dzień 24. 5200m - Changpa
Dzień 25. Changpa - Pangunagu
Dzień 26. Pangunagu - Leh
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz