Pangboche /3930m/ - Phortse Tenga /3680m/
Po przespaniu prawie 20 godzin poczułem się trochę lepiej. Wciąż nie miałem pomysłu co dalej. Wiedziałem, że dziś i tak schodzę dalej, a wieczorem dopiero się pomyśli. Ale po głowie cały czas mi chodził powrót do Namche i czekanie na reszte grupy.
Po śniadaniu ruszamy.
Droga na dziś miała być łatwa: trawers do Phortse i w dół do Phortse Tenga. Pogoda niezmiennie dopisywała. Widać moją drogę na dziś. Na prawym zboczu, równym trawersem.
Ponieważ skręciłem z głównego szlaku nagle zrobiło się ciszej i spokojniej. Przez cały czas po lewej stronie mogłem podziwiać Ama Dablam.
Droga w zasadzie trawersuje i z każdym kilometrem jesteśmy coraz wyżej dna doliny. Niestety ten trawers jest typowo nepalski. Czyli troche w górę, trochę w dół i tak bez końca. Męczące.
Mijamy znajdujący sie po drugiej stronie doliny klasztor w Tengboche.
Niby niedawno tam byłem, ale jakoś wydaje sie to dość odległe.
W końcu dochodzimy do grzbietu. Czas na ostatnie widoki na Ama Dablam
i Ama Dablam wraz z Lhotse.
Przede mną Phortse.
I odchodząca stąd dolina prowadząca do Gokyo.
Pojawia się Cho Oyu. Jgo widok działa na wyobraźnie i kusi, by jednak sie nie poddawać tylko tam właśnie iść.
Dziś pozostaje mi jeszcze zejść do Phortse Tenga.
Znajduje dość prymitywną lodgę. W sumie do szczęścia mi niewiele trzeba, ale warunki były dość prymitywne. nawet jak na Nepal. Mój pokoik posiadał tylko ściany zbite z dykty. Za dach robiła niebieska folia wydająca podejrzane odgłosy przy każdym większym podmuchu wiatru. Podłogi też nie było. Kamień i trawa ;-)
Wieczorem zdecydowałem, że szkoda tak wracać do Namche. Miałem przed oczami dzisiejszy widok na Cho You. Zostałem skuszony i przekonany. Wymyśliłem, że pójdę jutro i zobaczę jak się będzie szło. jak dobrze idę dalej, jak źle wracam.
Kilometów znów niewiele dziś: całe siedem. Do tego 250 metrów w górę i 650 w dół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz