wtorek, 28 stycznia 2014

[nepal] Trekking. Dzień 9. Namche Bazar - Deboche

18 października 2007.
Namche Bazar /3450m/ - Deboche /3710m/

Ruszam z rana. Towarzyszy mi Ningma. Młody, może dwudziestoletni Szerpa. Niesie moje 15 kilo, pozostałe 6-7 niosę ja. Początek identyczny jak wczoraj, z tą różnicą, że pogoda cudowna już od samego ranka. 


Namche Bazar z góry wygląda imponująco. I pomysleć, że wszystko tu wnieśli tragarze lub też jaki.


Juz pojawia się znajomy trawers ze znajomymi widokami. Dziś widoczność rewelacyjna. Kolory, słońce.


Jeszcze raz Everest z Lhotse. Widać, że na górze wieje okrutnie.


Mount Everest.


Lhotse.



Na szlaku sporo ludzi. Z reguły wszyscy wychodzą o tej samej porze. Bycie turystą indywidualnym ma, poza samymi plusami, jeden minus. Przychodząc na miejsce nie mamy zarezerwowanego noclegu. A grupy zorganizowane wysyłają wcześniej umyślnego, by takiej rezerwacji dokonał. Cóż, mam nadzieję, że gdzieś się wcisnę.




Idzie się dziś znacznie lepiej niż wczoraj. I jakoś szybciej. Znów widzę wioske Phortse, leżąca po drugiej stronie doliny.


Ningma, poza noszeniem plecaka, zrobił  mi jeszcze kilka zdjeć. Ogólnie angielski znaliśmy na mniej więcej podobnym poziomie, więc nie rozmawiamy jakoś za wiele ;-)




Szlak schodzi do rzeki, która przechodzimy. Teraz mozolne podejście do Tengboche. Powoli. Szlak podchodzi zygzakami. W końcu stajemy na grzbiecie. Widać słynny klasztor buddyjski. Do tego dzwonki jaków, piękne widoki i świecące słońce.



Widok z Tengboche jest w zasadzie nie do opisania. Na szczęście można zrobić zdjęcie, choc to i tak nie odda wszystkiego.






Robię tu sobie dłuższą przerwę. Pierwotnie tu miałem spac, ale niestety nigdzie nie ma miejsc. Trzeba przejść jeszcze kawałek dalej. Ale to później. Teraz siedzę i patrzę. No i łapię powietrze.


Po prawej dwa sześciotysięczniki - Thamserku i Kangtega.


A jaki ( bądź mieszanki jaków z krowami ) też podziwiają widoki.


Ama Dablam.


Lhotse z czterokilometrową południową ścianą.


Mount Everest.



Idę jeszcze do klasztoru. W 1989 roku spalił się doszczętnie, ale jak widać odbudowano go bardzo starannie.



W takim miejscu to można być i mnichem ;-)





Nie czekałem na zachód słońca, bo nie byłem pewny gdzie znajdzie się jakieś miejsce na nocleg. Krótkie zejście i w Deboche znalazło się takowe. Uff.


Dziś 12 kilometrów. 1000 metrów górę, 700 w dół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz