Ani, położone na granicy "przyjaźni" z Armenią, nie jest miejscem jakoś specjalnie znanym. Położone na typowym końcu świata, około 50 kilometrów od Kars, które swoją drogą też jest niezłą dziurą. Jeszcze niedawno teren był zamknięty z uwagi na bliskość granicy i wedle armii, wielką strategiczność okolicy. Nie tak łatwo tu się dostać, brak regularnej komunikacji. Przewodnik donosił, że należy spotkać w Karsie niejakiego Cecila Ersoglu. Przy czym, ponoć, nie trzeba było go szukać, ponieważ to Cecil szybciej znajdzie ciebie. Niestety jakoś nas nie mógł znaleźć, więc udaliśmy się do dużego , fajnego hotelu, najlepszego w mieście. I w recepcji zapytaliśmy pewnego pana czy zna Cecila. Owszem, znał, bo to był on ;-) Okazało się, że Cecil nie szukał nas w hotelu w którym sie zatrzymaliśmy, bo przecież nasz Ahmet Ilmaz Hotel nie został przez niego zaliczony do hoteli w których można było spotkać zagranicznych turystów. Cóż, był najtańszy w mieście ;-) Koniec końców za ok 15 euro zabrał nas do Ani.
Początki Ani sięgają IV wieku, kiedy to miejsce znaleźli i zasiedlili Ormianie. Największe chwile miasto przeżywało w wiekach X i XI, gdy przez ponad sto lat była to stolica Armenii. Później różne podboje Seldżuków i Mongołów doprowadziły miasto do ruiny. Całość zwieńczyło trzęsienie ziemi i na wiele stuleci zapomniano o tym miejscu. Dopiero w XX wieku rozpoczęły się tu wykopaliska archeologiczne.
Na początku witają nas resztki imponujących murów
Wstęp jedyne 5 lirów (2E). Był październik, więc turystów niewielu, przyjechały może 2-3 busiki. Było pusto, cicho i bardzo spokojnie.
Szkoda tylko, że zwiedzać można tylko w czasie południa, słońce wysoko na niebie nie dawało szansy na jakieś fajne światło, tak przydatne w fotografii.
Trudno uwierzyć, że tysiąc lat temu mieszkało tu ok 100 tys. ludzi, stało tu 10 tys domów i 1000 (!!) kościołów.
Można sobie swobodnie chodzić i w ciszy chłonąć niesamowitą atmosferę miejsca. Brak krzyków, tłumów, straganów. Właściwie takie sam na sam z historią.
Poniżej pozostałości kościoła św. Grzegorza z 998 roku.
Doszliśmy w pobliże rzeki Arpa, będącej granicą pomiędzy Armenią a Turcją. To granica "przyjaźni".
Daleko na wzgórzu widać sporej wielkości armeńska wieżę obserwacyjną.
Pomiędzy oboma krajami nie ma żadnego przejścia granicznego, nie wspominając o stosunkach dyplomatycznych. W Armenii nie ma ambasady tureckiej, w Turcji armeńskiej. Wszystko to oczywiście pokłosie wydarzeń z początków XX wieku - kiedy to Turcy wymordowali setki tysięcy Ormian. Oczywiście jak to w życiu nic czarno białe nie jest, ale Turcy do dziś negują jakiekolwiek wspomnienie o tym fakcie, a za wspomnienie tej kwestii w kraju grozi wieloletnie więzienie.
Widać resztki dawnego mostu.
Z okolic meczetu Menucara, ponoć pierwszego w Anatolii, rozciąga się widok na dwa najwspanialsze kościoły: Katedrę i kościół Odkupiciela.
Zaś widoki na samą rzekę, cudne.
W dole niedostępny ( za blisko granicy ) dawny klasztor żeński.
W chłodnym, zacienionym meczecie Menucara można usiąść i podziwiać widok...
Podchodzimy w końcu w pobliże Katedry
Największy kościół w Ani, szkoda tylko, że bez bębna i kopuły.
Robi wrażenie...
Przed nami kościół Odkupiciela, zbudowany w 1036 roku. Został on dosłownie połowicznie zniszczony wskutek uderzenia pioruna w połowie XX wieku.
Jeszcze spojrzenie w stronę Katedry i meczetu Menucara.
Trochę schowany kościół św. Grzegorza
W środku bardzo ciekawy, z uwagi na całkiem dobrze zachowane freski sprzed 800 lat.
Jeszcze spojrzenie na dolinę rzeki Arpa - widoczne w dole ruiny klasztoru żeńskiego, powyżej, pozostałości twierdzy Ic Kale i meczetu Menucara.
Żeński klasztor z bliska
I już szybko z powrotem do busika, cztery godziny zleciały zbyt szybko. Szkoda.
Wróciliśmy do Karsu by od razu szukać transportu do Dogubayazit, pięknie rozłożonego pod Araratem. Ale to już będzie inna historia ;-)
Cz. I - Ani
Cz. II - Ararat
Cz. III - Van
Cz. IV - Hasankeyf
Cz. V - Mardin
Cz. VI - Diyarbakir
Cz. VII - Urfa
Cz. VIII - Kapadocja I
Cz. IX - Kapadocja II
Część X - Stambuł
Początki Ani sięgają IV wieku, kiedy to miejsce znaleźli i zasiedlili Ormianie. Największe chwile miasto przeżywało w wiekach X i XI, gdy przez ponad sto lat była to stolica Armenii. Później różne podboje Seldżuków i Mongołów doprowadziły miasto do ruiny. Całość zwieńczyło trzęsienie ziemi i na wiele stuleci zapomniano o tym miejscu. Dopiero w XX wieku rozpoczęły się tu wykopaliska archeologiczne.
Na początku witają nas resztki imponujących murów
Wstęp jedyne 5 lirów (2E). Był październik, więc turystów niewielu, przyjechały może 2-3 busiki. Było pusto, cicho i bardzo spokojnie.
Szkoda tylko, że zwiedzać można tylko w czasie południa, słońce wysoko na niebie nie dawało szansy na jakieś fajne światło, tak przydatne w fotografii.
Trudno uwierzyć, że tysiąc lat temu mieszkało tu ok 100 tys. ludzi, stało tu 10 tys domów i 1000 (!!) kościołów.
Można sobie swobodnie chodzić i w ciszy chłonąć niesamowitą atmosferę miejsca. Brak krzyków, tłumów, straganów. Właściwie takie sam na sam z historią.
Poniżej pozostałości kościoła św. Grzegorza z 998 roku.
Doszliśmy w pobliże rzeki Arpa, będącej granicą pomiędzy Armenią a Turcją. To granica "przyjaźni".
Daleko na wzgórzu widać sporej wielkości armeńska wieżę obserwacyjną.
Pomiędzy oboma krajami nie ma żadnego przejścia granicznego, nie wspominając o stosunkach dyplomatycznych. W Armenii nie ma ambasady tureckiej, w Turcji armeńskiej. Wszystko to oczywiście pokłosie wydarzeń z początków XX wieku - kiedy to Turcy wymordowali setki tysięcy Ormian. Oczywiście jak to w życiu nic czarno białe nie jest, ale Turcy do dziś negują jakiekolwiek wspomnienie o tym fakcie, a za wspomnienie tej kwestii w kraju grozi wieloletnie więzienie.
Widać resztki dawnego mostu.
Z okolic meczetu Menucara, ponoć pierwszego w Anatolii, rozciąga się widok na dwa najwspanialsze kościoły: Katedrę i kościół Odkupiciela.
W dole niedostępny ( za blisko granicy ) dawny klasztor żeński.
W chłodnym, zacienionym meczecie Menucara można usiąść i podziwiać widok...
Podchodzimy w końcu w pobliże Katedry
Największy kościół w Ani, szkoda tylko, że bez bębna i kopuły.
Robi wrażenie...
Przed nami kościół Odkupiciela, zbudowany w 1036 roku. Został on dosłownie połowicznie zniszczony wskutek uderzenia pioruna w połowie XX wieku.
Jeszcze spojrzenie w stronę Katedry i meczetu Menucara.
Trochę schowany kościół św. Grzegorza
W środku bardzo ciekawy, z uwagi na całkiem dobrze zachowane freski sprzed 800 lat.
Jeszcze spojrzenie na dolinę rzeki Arpa - widoczne w dole ruiny klasztoru żeńskiego, powyżej, pozostałości twierdzy Ic Kale i meczetu Menucara.
Żeński klasztor z bliska
I już szybko z powrotem do busika, cztery godziny zleciały zbyt szybko. Szkoda.
Wróciliśmy do Karsu by od razu szukać transportu do Dogubayazit, pięknie rozłożonego pod Araratem. Ale to już będzie inna historia ;-)
Cz. I - Ani
Cz. II - Ararat
Cz. III - Van
Cz. IV - Hasankeyf
Cz. V - Mardin
Cz. VI - Diyarbakir
Cz. VII - Urfa
Cz. VIII - Kapadocja I
Cz. IX - Kapadocja II
Część X - Stambuł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz