niedziela, 8 października 2017

[nepal] Dookoła Manaslu – dzień jedenasty

Dzień jedenasty
18 października

Serang Gompa /3100m/ – Ghap /2200m/

Ranek jest jeszcze piękniejszy od wczorajszego. Jest mniej chmur i widoki są bardziej rozległe. To dobrze, bo powoli zbieramy się do wyjścia.










 Na śniadanie dostajemy znów tsampę, tym razem w wersji z rozgotowanym zielskiem i niedogotowanym ziemniakiem.  Dalej bez smaku. I są dwie opcje. Zjeść warzywa, resztę zupy posłodzić i mamy taką samą zupkę jak na śniadanie. Albo od razu posolić. I próbować zjeść. Ciężkie jest życie mnicha. Choć oni akurat jedli ryż, może więc nam trafiła się bardziej wykwintna kuchnia.

Długo i ciepło żegnamy się z naszymi gospodarzami, zostawiamy ofiarę na pobyt i posiłki i ruszamy.



Zeszliśmy do mostu. Teraz widać, że do niedawna używany był inny, dostarczający mnóstwo wrażeń.


Tymczasem w górze nieziemski widok. Cień wielkiej góry. Czyli szczyt Shringi Himal rzuca cień na chmurę, która zalega poniżej. Wygląda to niesamowicie.


  Po godzinie spotykamy w lesie małego zapłakanego chłopca. Ma może 7-8 lat. Nasz przewodnik usiłuje się z nim porozumieć. Wygląda na to, że uciekł z klasztoru i chce do domu. Zastanawiamy się co robić, chcemy go odprowadzić. Rozważania przerywa nadejście  Nepalczyka z kilkunastoma mułami, który zajmuje się codziennym dostarczaniem zaopatrzenia do klasztoru. Twierdzi, że weźmie chłopca ze sobą i jutro przyprowadzi go z powrotem. Kiedy już wydaje się, że wszystko jasne,  pojawia się Wydział Pościgowy w postaci młodego mnicha. Kilka krótkich ostrych słów i po chwili prowadzi uciekiniera silnie trzymając za ucho. Cóż, pięknie to podsumowuje nasz pobyt w klasztorze. Nie jest lekka i kolorowa bajka, a ciężkie i pełne wyrzeczeń życie.


Wracamy na nasz grzbiet. Klasztor został już w tyle.





Już wysokość 3200m. Czyli nasza przedwczorajsza przełęcz.


Poznajemy nasze widoki z przed dwóch dni.


Weszliśmy w tajemniczy i fascynujący las pełen rododendronów. I podejścia ciąg dalszy.




  Po długim mozolnym podejściu w końcu jesteśmy na małej przełączce w stromym grzbiecie. Wysokość prawie 3500m. Pod naszymi nogami, niemalże pionowo widzimy Bihi, wioskę położoną prawie półtora kilometr niżej. Wysoko…


  Teraz czeka nas tylko schodzenie. 1300 metrów w dół. Droga, którą idziemy jest głównym szlakiem prowadzącym do klasztoru. Tędy chodzą transporty z mułami. Nasz trasa z przed dwóch dni była tylko skrótem dla ambitnych pielgrzymów. Tu droga zejściowa nie może być trudna, bo obciążone zwierzęta musza jakoś tędy przechodzić.


  Tam gdzieś w dole widać pięknie położoną wioskę Prok. Nasz przewodnik bardzo chce byśmy tam dziś doszli, ale w góry wykluczamy ten pomysł, bo wiązałoby się z podejściem ok 200 metrów na koniec dnia. Uważamy, że to nie ma sensu, zwłaszcza, że dalsza droga i tak omija Prok, więc kolejnego dnia trzeba by znowu zejść.


Schodzi się niby przyjemnie, ale po dwóch godzinach zejścia mamy jeszcze do dna doliny jakieś 600 metrów. I już czujemy w nogach drogę, którą zeszliśmy.


  Ostre zejście się skończyło. Teraz łagodnym trawersem wzdłuż doliny przechodzimy przez kilka niewielkich skupisk zabudowań Przy jednym z nich, gdzie widzimy mały i stary klasztor wita nas starsza kobieta. Wie, że idziemy z klasztoru, bo ta droga tylko do nie go prowadzi. I obdarowuje nas małymi górskimi jabłkami nie chcąc za to żadnych pieniędzy. Byliśmy w klasztorze, zatem jesteśmy pielgrzymami, zatem za punkt honoru poczyniła sobie podzielenie się tym co ma, a ma naprawdę niewiele.



Niewiele dalej nasza przechodząca grupa zaciekawiła siedzące sobie spokojnie małpy. Nawet nie wiedziałem kto kogo bardziej obserwował. Czy my je czy one nas.



Nasz niedoszły cel na nocleg, Prok, prezentuje się bardzo okazale. Gdyby tylko leżał po drodze naszej wędrówki, chętnie byśmy się tam zatrzymali.


Potem znów ostro w dół. Kolejna godzina i już zaczęło się robi szaro. Już blisko dna doliny droga gdzieś zniknęła i jakoś tak na skróty doszliśmy do Ghap.


Byliśmy ledwie żywi, a do przejścia na nocleg było jeszcze kilkanaście trudnych minut. Akurat jak przyszliśmy, zrobiło się ciemno. Hotelik dość podłej klasy. Jak się okazało  jedzenie również. Na szczęście jutro będzie krótki wypoczynkowy odcinek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz