niedziela, 8 października 2017

[nepal] Dookoła Manaslu – dzień szesnasty

Dzień szesnasty
21 października

Samagaon /3520m/ – Pungen Gompa /4200m/ – Samagaon /3520m/

Poranna pobudka to jak powtórka z wczorajszej rozrywki. Ale dziś już spokojniej, bez pośpiechu wstałem, spokojnym krokiem wyzedłem na taras. Jej… Ale to dalej jest piękne.







Bez większego trudu znajdujemy cel naszej wczorajszej wędrówki – Manaslu Base Camp. Jak się dobrze przyjrzzeć widać jeden żółty namiot bazowy.




Dziś kolejna wycieczka krajoznawcza na lekko. Idziemu zobaczyć Manaslu z drugiej strony. Naszym celem jest dolina Pungen.





Manaslu powoli chowa się nam za bardzo jesiennym grzbietem.


  Na szlaku ruch. W jedną stronę tragarze z grup komercyjnych, a w drugą miejscowe dzieci do szkoły. Szkoła pobudowana została poza granicą wsi.  Wszystkie dzieci obowiązkowo ubrane są w mundurki szkolne i nie widaćć by były z tego powodu nieszczęśliwe. Do szkoły uczęszczają ochoczo i pilnie starają sie uczyć. Jakby były przekonane, że to może być jedyna droga by uczynić życie sobie i swojej rodziny łatwiejsze. Chętnie zawiązują kontakt z turystami. Nawet jeśli dopiero poznały trzy pierwsze słowa po angielsku. W efekcie po kilku latach nauki znają jezyk angielski lepiej niż ja 😉


  W końcu opuszczamy główną dolinę i skręcamy w prawo, na południe. Wpierw lekko trawersujemy zalesione zbocze. By dostać się do Pungen trzeba będzie trochę podejść bo oddzielona jest od głównej doliny stumetrowym progie. Dochodzimy do potoku. Woda z wielkim łoskotem spada z góry i przelewa się przez kolejne kamienie. Prawie nie słychać naszych myśli.


  Droga prowadzi cały czas lewą stroną. Mozolnie pokonujemy kolejne kamienne stopnie. W górze widać powiewające flagi modlitewne. Zapewnę tam będzie koniec podejścia i zacznie się spokojna i cicha dolina Pungen. Po 15 minutach jesteśmy pod łopoczącymi flagami. Uff… Czas na odpoczynek i chłonięcie widoków. Oczywiście te widoki to tylko doskonały pretekst by złapać oddech. Nie dość, że wysoko ( ok 3800m ) – to jeszcze te kilkaset kamiennych stopni solidnie nas zmęczyło.


Oddech wyrównany, można iść. Dolina rozszerza się. Las skończył się na podejściu, tu już tylko pastwiska dla jaków w dole a powyżej kraina skał i lodu z widokami pasmo Simnang Himal.


  Wszystko to w barwach kolorowej jesieni. Sceneria, która nam się objawiła była tak fantastyczna, że zapominaliśmy o zmęczeniu i wysokości. Droga była prosta, dolina w zasadzie płaska. Tylko iść i kręcić głową dookoła. Z lewej towarzyszył nam grzbiet Simnang Himal sięgający do 6251 metów npm.



W końcu pojawiło się i Manaslu.


To znów kolejny dobry pretekst by usiąść i podziwiać.



Przed nami lśniła w słońcu wschodnia ściana Manaslu – jeden z najwspanialszych widoków w Himalajach i jedna z najtrudniejszych ścian. 4 kilometry ściany w pionie. Robi wrażenie.


Obok po lewej podziwamy Nadi Chuli, zwany inaczej Peak 29 z wysokością niewiele niższą niż sąsiednie Manaslu. – 7871m npm.




Idziemy dość rozległą dolinem, niemalże płaskowyżem, zamkniętym z każdej strony wysokimi górami. Od czasu do czasu słyszymy hałas niewielkich lawin spadających stromymi zboczami.



  Dochodzimy do końca wypłaszczenia. Z daleka widać kamienny czorten. Obok nich budynki przekryte niebieskim dachem z blachy, służące jako miejsce schronienia dla jaków i pasterzy. Tuż powyżej na zboczu przystrojonym dziesiątkami flag widać ruiny klasztoru buddyjskiego. Mnisi wyprowadzili się z niego jeszcze w latch piećdziesiątych ubiegłęgo wieku wskutek zniszczeń dokonanych przez lawinę. Obecnie z czasów sietności zostało ledwie kilką mocno zniszczonych budynków.


  Jesteśmy na wysokości ok. 4000 metrów npm. W zasadzie to koniec trasy na dziś, ale część ekipy idzie dalej wspinając się na pobliską morenę. Ja zostaję by w ciszy i cieple słońca kontemplować ten jakże ujmujący krajobraz. Pięknie tu.






  Po godzinie wylegiwania wraca reszta ekipy i zaczynamy schodzić. Idzie się łatwo i przyjemnie. W końcu Samagaon. Mamy okazję przyjrzeć się pracy nepalskiego elektryka. Widać, że tu BHP ma przed sobą wielką świetlaną przyszłość. Ale teraz elektryk musi wykazać się nieposiadaniem lęku wysokości i całkowitym brakiem uczucia strachu. A także sporą kreatywność. Robi wrażenie.



I znów nasz hotel. Zamawiamy kolację. Długi czas oczekiwania umila nam ciepła herbata. Szybko zbieramy się spać, bo jutro opuszczamy w końcu Samagaon. Idziemy wyżej, ku przełęczy!

1 komentarz:

  1. Piękne zdjęcia. Super wyprawa. Kapitalny blog. Będę zaglądać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń