Niby wakacje, ale czasu jakoś mało. Dobre i te dwa dni. Podjechaliśmy do Jaworzyny Spiskiej mijając po drodze wyścig kolarski ;-). Ruszyliśmy Dolina Jaworową.
Prognozy nie dawały nam jakiś większych szans na widoki, ale dobrze, że meteorologia jest nauką z gruntu nieprzewidywalną ;-). Chmury odstąpiły od szczelnego zalegania i odsłoniły piękne Jaworowe Turnie.
W druga stronę też już coś było widać.
Był środek wakacji, weekend, a my w Tatrach przez cały dzień spotkaliśmy na szlaku więcej kozic ( osiem ) niż ludzi ( czworo ). Niebywałe
Przy podejściu na Lodowa Przełęcz (2372m) atrakcje nie zawiodły, czekały na nas w postaci burzy z całkiem niezłymi błyskawicami.
I jak tak biegiem uciekaliśmy w burzy z przełęczy, jak na złość pojawiła się ONA ;-)
Stanęła sobie osiem metrów od nas w idealnym miejscu do robienia zdjęć. Cóż, przez chwilę można było się poczuć jak fotoreporter wojenny. Trzy sekundy, cyk, zdjęcie i uciekamy dalej bo burza za gardło trzyma. Ech...
Szczęśliwie dotarliśmy do Schroniska Teryego, gdzie spotkaliśmy 9 i 10 kamzika ;-)
Obsługa bardzo miła, organizacja noclegu na podłodze w jadalni bardzo sprawna. Zaś rano... pogoda prześliczna...
Plany były dość ambitne. Czerwona Ławka, Rohatka i Dolina Białej Wody.
Toteż ruszyliśmy z zapałem. Po drodze w przełęczach można było przebierać ;-) - Czerwona Ławka i Lodowa Przełęcz.
Wybraliśmy Czerwoną Ławkę. Może przez ten księżyc?
Pogoda zdawała się trwać i trwać...
Ale jak to bywa, szczęście nie trwało długo...
Już prawie przełęcz.
A na przełęczy - pełen zestaw chmur, których nikt nie zamawiał.
W Zbójnickiej Chacie wśród lekkiego deszczyku nasze ambitne plany poczyniły odwrót i zaczęliśmy zejście do Smokowca.
Co jak się okazało, było dobrym pomysłem, gdyż do samego Smokowca lało dość monotonnie i bezlitośnie.
W Smokowcu nie pozostało nam nic innego jak złapać autobus do Łysej Polany i tak oto ten (za)krótki weekend dobiegł końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz