Późnym popołudniem dojechaliśmy do położonego nad Tygrysem Diyarbakir, miasta o 5000 letniej historii, będące obecnie nieformalna stolicą Kurdystanu. Miasto pełne Kurdów, ponoć najbardziej konserwatywne w całej Turcji. Do tego z racji codzienności napięć na linii Turcja-Kurdowie, często jest tu po prostu niebezpiecznie. Demonstracje, zamieszki uliczne, wojsko, policja. No ale skoro naszym celem jest objazd po Kurdystanie, to nie możemy pominąć Diyarbakir.
Szukamy hotelu, jakoś tu trochę drożej, ale udaje się znależć za nasza tradycyjna cene 50 TL za trójkę. Nawet nie wygląda jakos norowato. Hotel zwał się GAP. Miał przyjemne patio w środku. Obsługe mówiąca "dobrzie?" i dominujący kolor - różowy. Okiennice, framugi, ściany, meble, zasłony - wszystko w kolorze różowym. Do tego przy naszym pokoju siedziała sobie ok 40 letnia, słusznych kształtów kobieta, susząca sobie włosy. W pokojowym telewizorze natknąłem sie na kanał zwący się Hustler TV z zawartością niekoniecznie romantyczna, choć o miłości było cały czas ;-) Wieczorem PYSZNY barani kebap. najlepszy w całej Turcji.
I całkiem dobry ajran, który jak widać piłem i piłem...